- Kafla przejmuje Demelza z drużyny Gryfonów i szybuje w stronę obręczy Ślizgonów! Weasley unika zderzenia z Cassisem, zawzięcie walczy o kafla! Demelza podaje kafla Weasley, Weasley bierze zamach iii....! - mówił podniecony Lee Jordan. - Miles Bletchey obronił! Podaje kafla Adrianowi.
Luna uważnie śledziła każdy ruch graczy. Minęły dwie godziny meczu, Ślizgoni prowadzili.
- Zanosi się na zwycięstwo Ślizgonów. - powiedział załamany Lee.
Harry zawzięcie szukał Znicza, spojrzał raz jeszcze na wynik: Gryffindor - 30 pkt. Slytherin - 90 pkt. Poczuł kamień na sercu, wiedział że teraz wszystko zależy od niego, całe zwycięstwo Gryfonów. Gra zaczęła być brutalna, wszyscy zaczęli grać agresywnie. Harry spojrzał na tabelę: Gryffindor - 60 pkt. Slytherin - 90 pkt. Nagle rozległ się gwizdek.
- Wygrał Slytherin! - zawołała pani Hooch. Harry nie wierzył, rozejrzał się nerwowo po boisku i zobaczył Draco'na ze Zniczem w ręce. Luna w głębi duszy szczęśliwa, ale sercem i duszą wspierała Gryfonów, była załamana ich przegraną. Rzuciła spojrzenie w stronę Ginny, zobaczyła tylko skrawek jej rudych, pięknych włosów, wybiegła z boiska. Luna rzuciła się w pogoń za Ginny, lecz zatrzymał ją Draco, zadowolony ze zwycięstwa.
- Zwyciężyliśmy! Dlaczego się nie cieszysz? WYGRALIŚMY! - powiedział Draco, podnosząc Lunę.
- Muszę iść po Ginny! Proszę, puść mnie! - oświadczyła Luna próbując wyrwać się w objęć Malfoy'a.
- Po co? Do tej zdrajczyni krwi? - zakpił Draco.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIEJ MÓWIĆ! - ryknęła Luna i odepchnęła Draco z całej siły, że o mało nie upadł.
- Luna, co jest? - zawołał Malfoy, za Luną, która zdążyła uciec. Szukała po korytarzach i wołała jej imię. Znalazła ją w Wielkiej Sali, płaczącą i wściekłą.
- Ginny...!
- NIE NIE DAM WAM LEKCJI JAK GRAĆ TAK OKROPNIE JAK JA! - ryknęła Ginny wściekła i zapłakana.
- Ginny, nie o to chodzi...chciałam...chciałam Cię pocieszyć. - powiedziała zszokowana Luna, lekko smutna.
- Nie jesteś ze swoim Dracusiem? Przecież jest zwycięzcą, sama mi mówiłaś, że coś między wami jest więc leć do niego! - zawyła zapłakana Ginny.
- On...on...nie ciekawi mnie on, ważniejsi są przyjaciele... - powiedziała Luna. - To... to ja nie przeszkadzam... - powiedziała pełna zrozumienia.
- Przepraszam! Przepraszam... jestem załamana, jak mogliśmy nie wykorzystać takiej okazji na zwycięstwo?! - zawyła ponownie Ginny.
- Będzie jeszcze mnóstwo meczów, teraz nabijajcie punkty dla domu na lekcjach, a w następnym meczu wygramy...przepraszam, wygracie. - poprawiła się Luna, przytulając Ginny.
- Dziękuję, że potrafisz mnie zrozumieć. - powiedziała Ginny po czym mocno przytuliła Lunę. Luna podała jej chusteczkę.
- Co z Draco? - zapytała Ginny szlochając.
- Pokłóciłam się z nim. - odpowiedziała obojętnie Luna.
- O co? Przecież zwyciężyli...
- Ale nazwał się "zdrajcą krwi"... - wyjąkała Luna.
- Dziękuję Luno. - podziękowała Ginny i znowu przytuliła się do Luny.
Dalszy dzień dnia, mijał dobrze, z lochów dobiegały straszliwe dźwięki, Ślizgoni świętowali. Luna była wściekła na Draco, że nawet nie przejął się tym, że jest na niego ogromnie wściekła, ale po tym wydarzeniu zrozumiała jedno...
Jestem bardzo ciekawa, co zrozumiała? Pisz dalej! Świetne opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuń