Nadszedł dzień meczu Quidditch'a, Ślizgoni przeciw Gryfonom. Luna miała dylemat, nie wiedziała komu kibicować. Malfoy był w drużynie Ślizgonów na pozycji szukającego, lecz w drugiej drużynie grała Ginny na pozycji ścigającej, Harry na pozycji szukającego oraz Ron, który był obrońcą. "W sumie dziwne by było gdybym nagle przerzuciła się na Slytherin, po tych trzech latach kibicowania Gryfonom. Ech, muszę rozczarować Draco, choć w głębi duszy będę z nim." rozmyślała Luna i rozwiązała swój mętlik. Spojrzała na zegar ścienny zawieszony nad drzwiami do dormitorium czwartoklasistek, wybiła godzina siódma trzydzieści. Luna pozbierała się, wzięła torbę rozczesała swoje piękne blond włosy i wyszła z pokoju wspólnego Krukonów. Gdy schodziła po schodach zauważyła Ginny, Luna zauważyła w wyrazie jej twarzy mieszane uczucia.
- Cześć Ginny, co się stało? - zapytała Luna zbiegając po schodach i potrącając kilku uczniów, Ci wydali okrzyki oburzenia.
- A co się miało stać? - mruknęła pod nosem Ginny.
- Widzę mieszane uczucia na Twojej twarzy. - odpowiedziała Luna, lekko załamana tonem jakim Ginny do niej skierowała.
- Przepraszam Luno, ale Harry jak zwykle wpadł w tarapaty i nie wiem czy zagra na meczu, czy nie, a muszę wiedzieć czy mam go zastąpić! - powiedziała Ginny. - Ale w sumie jeżeli go zastąpię i złapie tego Znicza to będę bohaterką tego meczu, mam mieszane uczucia co do tego.
- Co się stanie to ma się stać, w tych dwóch pozycjach jesteś wspaniała i na pewno się spiszesz, a teraz idź coś zjedz, musisz mieć siły. - powiedziała przytulając ją przyjacielsko.
- Dzięki Luna, smacznego! - krzyknęła i poszła do swojego stołu. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i wzięła się do jedzenia, zanim profesor Dumbledore zaczął swoje przywitanie Luna kończyła śniadanie. Wzięła sobie na talerz tost z syropem i rozpuszczonym masłem na samej górze, a do tego mały kubełek puddingu, oraz szklankę kawy. Jako pierwsza opuściła Wielką Salę i udała się na boisko do Quidditch'a. Zajęła najlepsze miejsce i czekała. Aby się nie nudzić wyciągnęła niedokończoną przez siebie książkę "Omen Śmierci: co zrobić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze.", zaczęła czytać. Dopiero po godzinie zorientowała się, że obie z drużyn są w swoich szatniach. Odłożyła lekturę i wypatrywała członków drużyny. Nagle rozległ się głos Lee Jordana, który zaczynał mecz.
- Cześć! Witam na pierwszym meczu Quidditch'a w sezonie, dziś grają Slytherin i Gryffindor! Wyczekujemy naszych ukochanych drużyn. - i zakończył swoją wypowiedź. Nagle rozległ się ryk ze strony trybun Slytherin'u. Luna zaczęła klaskać. Kilka Krukonów i Gryfonów się popatrzyło na nią jak na wroga. Później ryknęli Gryfoni, Luna razem z nimi.
- Gracze ustawiają się na swoich pozycjach, a pani Hooch wchodzi na boisko, żeby zacząć mecz! - powiedział Lee Jordan. - Kafel wyskoczył w górę i ruszyli! - ryknął, przez mikrofon. - Kafel łapie Ginny Weasley, odbić kafla próbuje Marcus Flint! AJ! Nie udało się! Montague leci prosto na Ginny iii....! Obił kafla! Leci w stronę obręczy Gryfonów, teraz Ron Weasley pokaże na co go stać! Omija Olivera Wood'a wziął zamach iiii..... DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA SLYTHERIN'U! Weasley chyba się jeszcze nie obudził.
Luna wzdrygnęła, czuła szczęście i rozpacz. Krzyknęła z niezadowolenia, ale jednak klaskała. Mecz zaczął się niezadowalająca ze strony Gryfonów, każdy był ciekaw dalszej historii tego meczu.

Świetne opowiadanie. Jestem tylko ciekawa kto wygra! Pisz dalej! <3
OdpowiedzUsuń