Draluna
Draluna, historia Ślizgona i Krukonki ♥
niedziela, 18 sierpnia 2013
Koniec
Tak właśnie mam zamiar zakończyć działanie tego bloga. Ten parring wydaje mi się bez przyszłości po za tym nie mam czasu na dalsze prowadzenie tej stronki, pozdrawiam!
Opowiadanie 12 ~ Beginning of the End.
Luna wędrowała samotnie po korytarzach szkoły i rozmyślała o przegranym meczu. Jutro chciała spotkać się z Draconem, żeby wyjaśnić parę spraw i raz na zawsze zakończyć ten związek.
Nazajutrz Lunę obudziło ciepłe słońce i sowa Eroll prawdopodobnie z listem od Ginny. Otworzyła okno i odpięła list z nóżki sowy, następnie przeczytała:
Nazajutrz Lunę obudziło ciepłe słońce i sowa Eroll prawdopodobnie z listem od Ginny. Otworzyła okno i odpięła list z nóżki sowy, następnie przeczytała:
Droga Luno!
Dziękuję za pocieszenie. Po wczorajszej porażce nie czułam się za dobrze, a zwłaszcza, że to nawet nie Twoja wina, a ja się na Tobie wyżyłam. Co u Ciebie? Za niedługo święta chciała byś pojechać do mnie na wigilię? Była bym zadowolona, pozdrawiam!
Ginny.
Zakończyła czytanie listu i pogrzebała z kopercie w nadziei, że znajdzie coś jeszcze, ale bez skutku. Odłożyła list na nocną półkę i poszła się umyć oraz przebrać. Wróciła do dormitorium dziewcząt, wzięła torbę i poszła do Wielkiej Sali. Jak zwykle była tam pierwsza i czekała na śniadanie. Nie długo czekała aż cała sala zapełniła się uczniami. Jak zwykle na śniadanie zjadła tylko pudding i herbatę. Zobaczyła, że przy stole Slytherinu siedzi Pansy klejąca się do Draco. Nie poczuła ani kłucia ani przewrotów w żołądku to mogło znaczyć, że nie czuje do niego tego co kiedyś. Po lekcji eliksirów ze Slytherinem poczekała przed salą na Dracona. Gdy w końcu wyszedł pociągnęła go bezlitośnie za szatę do pustego korytarza.
- Musimy sobie coś wyjaśnić - wycedziła przez zęby.
- Co takiego? - zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Nie zauważyłeś, że to jest dziwne?
- Co?
- Patrz do czego to doprowadziło. Nie wydaje Ci się to dziwne, że Ty i ja, no ten... - powiedziała zawstydzona i zniecierpliwiona Luna. - Ty należysz do zupełnie innego świata! Musimy to zakończyć to jest idiotyczne.
- Co ma w znaczeniu jacy jesteśmy? Ważne jakimi uczuciami się darzymy - odpowiedział Draco.
- Ja właśnie żadnym uczuciem Cię nie darzę, to nie oczywiste? Wróćmy do poprzedniego trybu życia.
- Chyba Cię rozumiem - powiedział z grymasem na twarzy.
- Zapomnę o Tobie Ty o mnie i wszystko wróci na miejsce. I tak to co się wydarzyło było chore. Dzięki za tamte dni, powodzenia Draco - poklepała go lekko po ramieniu i odeszła.
- Musimy sobie coś wyjaśnić - wycedziła przez zęby.
- Co takiego? - zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Nie zauważyłeś, że to jest dziwne?
- Co?
- Patrz do czego to doprowadziło. Nie wydaje Ci się to dziwne, że Ty i ja, no ten... - powiedziała zawstydzona i zniecierpliwiona Luna. - Ty należysz do zupełnie innego świata! Musimy to zakończyć to jest idiotyczne.
- Co ma w znaczeniu jacy jesteśmy? Ważne jakimi uczuciami się darzymy - odpowiedział Draco.
- Ja właśnie żadnym uczuciem Cię nie darzę, to nie oczywiste? Wróćmy do poprzedniego trybu życia.
- Chyba Cię rozumiem - powiedział z grymasem na twarzy.
- Zapomnę o Tobie Ty o mnie i wszystko wróci na miejsce. I tak to co się wydarzyło było chore. Dzięki za tamte dni, powodzenia Draco - poklepała go lekko po ramieniu i odeszła.
piątek, 2 sierpnia 2013
Opowiadanie 11 ~ Poległa drużyna.
- Kafla przejmuje Demelza z drużyny Gryfonów i szybuje w stronę obręczy Ślizgonów! Weasley unika zderzenia z Cassisem, zawzięcie walczy o kafla! Demelza podaje kafla Weasley, Weasley bierze zamach iii....! - mówił podniecony Lee Jordan. - Miles Bletchey obronił! Podaje kafla Adrianowi.
Luna uważnie śledziła każdy ruch graczy. Minęły dwie godziny meczu, Ślizgoni prowadzili.
- Zanosi się na zwycięstwo Ślizgonów. - powiedział załamany Lee.
Harry zawzięcie szukał Znicza, spojrzał raz jeszcze na wynik: Gryffindor - 30 pkt. Slytherin - 90 pkt. Poczuł kamień na sercu, wiedział że teraz wszystko zależy od niego, całe zwycięstwo Gryfonów. Gra zaczęła być brutalna, wszyscy zaczęli grać agresywnie. Harry spojrzał na tabelę: Gryffindor - 60 pkt. Slytherin - 90 pkt. Nagle rozległ się gwizdek.
- Wygrał Slytherin! - zawołała pani Hooch. Harry nie wierzył, rozejrzał się nerwowo po boisku i zobaczył Draco'na ze Zniczem w ręce. Luna w głębi duszy szczęśliwa, ale sercem i duszą wspierała Gryfonów, była załamana ich przegraną. Rzuciła spojrzenie w stronę Ginny, zobaczyła tylko skrawek jej rudych, pięknych włosów, wybiegła z boiska. Luna rzuciła się w pogoń za Ginny, lecz zatrzymał ją Draco, zadowolony ze zwycięstwa.
- Zwyciężyliśmy! Dlaczego się nie cieszysz? WYGRALIŚMY! - powiedział Draco, podnosząc Lunę.
- Muszę iść po Ginny! Proszę, puść mnie! - oświadczyła Luna próbując wyrwać się w objęć Malfoy'a.
- Po co? Do tej zdrajczyni krwi? - zakpił Draco.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIEJ MÓWIĆ! - ryknęła Luna i odepchnęła Draco z całej siły, że o mało nie upadł.
- Luna, co jest? - zawołał Malfoy, za Luną, która zdążyła uciec. Szukała po korytarzach i wołała jej imię. Znalazła ją w Wielkiej Sali, płaczącą i wściekłą.
- Ginny...!
- NIE NIE DAM WAM LEKCJI JAK GRAĆ TAK OKROPNIE JAK JA! - ryknęła Ginny wściekła i zapłakana.
- Ginny, nie o to chodzi...chciałam...chciałam Cię pocieszyć. - powiedziała zszokowana Luna, lekko smutna.
- Nie jesteś ze swoim Dracusiem? Przecież jest zwycięzcą, sama mi mówiłaś, że coś między wami jest więc leć do niego! - zawyła zapłakana Ginny.
- On...on...nie ciekawi mnie on, ważniejsi są przyjaciele... - powiedziała Luna. - To... to ja nie przeszkadzam... - powiedziała pełna zrozumienia.
- Przepraszam! Przepraszam... jestem załamana, jak mogliśmy nie wykorzystać takiej okazji na zwycięstwo?! - zawyła ponownie Ginny.
- Będzie jeszcze mnóstwo meczów, teraz nabijajcie punkty dla domu na lekcjach, a w następnym meczu wygramy...przepraszam, wygracie. - poprawiła się Luna, przytulając Ginny.
- Dziękuję, że potrafisz mnie zrozumieć. - powiedziała Ginny po czym mocno przytuliła Lunę. Luna podała jej chusteczkę.
- Co z Draco? - zapytała Ginny szlochając.
- Pokłóciłam się z nim. - odpowiedziała obojętnie Luna.
- O co? Przecież zwyciężyli...
- Ale nazwał się "zdrajcą krwi"... - wyjąkała Luna.
- Dziękuję Luno. - podziękowała Ginny i znowu przytuliła się do Luny.
Dalszy dzień dnia, mijał dobrze, z lochów dobiegały straszliwe dźwięki, Ślizgoni świętowali. Luna była wściekła na Draco, że nawet nie przejął się tym, że jest na niego ogromnie wściekła, ale po tym wydarzeniu zrozumiała jedno...
Luna uważnie śledziła każdy ruch graczy. Minęły dwie godziny meczu, Ślizgoni prowadzili.
- Zanosi się na zwycięstwo Ślizgonów. - powiedział załamany Lee.
Harry zawzięcie szukał Znicza, spojrzał raz jeszcze na wynik: Gryffindor - 30 pkt. Slytherin - 90 pkt. Poczuł kamień na sercu, wiedział że teraz wszystko zależy od niego, całe zwycięstwo Gryfonów. Gra zaczęła być brutalna, wszyscy zaczęli grać agresywnie. Harry spojrzał na tabelę: Gryffindor - 60 pkt. Slytherin - 90 pkt. Nagle rozległ się gwizdek.
- Wygrał Slytherin! - zawołała pani Hooch. Harry nie wierzył, rozejrzał się nerwowo po boisku i zobaczył Draco'na ze Zniczem w ręce. Luna w głębi duszy szczęśliwa, ale sercem i duszą wspierała Gryfonów, była załamana ich przegraną. Rzuciła spojrzenie w stronę Ginny, zobaczyła tylko skrawek jej rudych, pięknych włosów, wybiegła z boiska. Luna rzuciła się w pogoń za Ginny, lecz zatrzymał ją Draco, zadowolony ze zwycięstwa.
- Zwyciężyliśmy! Dlaczego się nie cieszysz? WYGRALIŚMY! - powiedział Draco, podnosząc Lunę.
- Muszę iść po Ginny! Proszę, puść mnie! - oświadczyła Luna próbując wyrwać się w objęć Malfoy'a.
- Po co? Do tej zdrajczyni krwi? - zakpił Draco.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIEJ MÓWIĆ! - ryknęła Luna i odepchnęła Draco z całej siły, że o mało nie upadł.
- Luna, co jest? - zawołał Malfoy, za Luną, która zdążyła uciec. Szukała po korytarzach i wołała jej imię. Znalazła ją w Wielkiej Sali, płaczącą i wściekłą.
- Ginny...!
- NIE NIE DAM WAM LEKCJI JAK GRAĆ TAK OKROPNIE JAK JA! - ryknęła Ginny wściekła i zapłakana.
- Ginny, nie o to chodzi...chciałam...chciałam Cię pocieszyć. - powiedziała zszokowana Luna, lekko smutna.
- Nie jesteś ze swoim Dracusiem? Przecież jest zwycięzcą, sama mi mówiłaś, że coś między wami jest więc leć do niego! - zawyła zapłakana Ginny.
- On...on...nie ciekawi mnie on, ważniejsi są przyjaciele... - powiedziała Luna. - To... to ja nie przeszkadzam... - powiedziała pełna zrozumienia.
- Przepraszam! Przepraszam... jestem załamana, jak mogliśmy nie wykorzystać takiej okazji na zwycięstwo?! - zawyła ponownie Ginny.
- Będzie jeszcze mnóstwo meczów, teraz nabijajcie punkty dla domu na lekcjach, a w następnym meczu wygramy...przepraszam, wygracie. - poprawiła się Luna, przytulając Ginny.
- Dziękuję, że potrafisz mnie zrozumieć. - powiedziała Ginny po czym mocno przytuliła Lunę. Luna podała jej chusteczkę.
- Co z Draco? - zapytała Ginny szlochając.
- Pokłóciłam się z nim. - odpowiedziała obojętnie Luna.
- O co? Przecież zwyciężyli...
- Ale nazwał się "zdrajcą krwi"... - wyjąkała Luna.
- Dziękuję Luno. - podziękowała Ginny i znowu przytuliła się do Luny.
Dalszy dzień dnia, mijał dobrze, z lochów dobiegały straszliwe dźwięki, Ślizgoni świętowali. Luna była wściekła na Draco, że nawet nie przejął się tym, że jest na niego ogromnie wściekła, ale po tym wydarzeniu zrozumiała jedno...
czwartek, 1 sierpnia 2013
Opowiadanie 10 ~ Mecz Quidditch'a.
Nadszedł dzień meczu Quidditch'a, Ślizgoni przeciw Gryfonom. Luna miała dylemat, nie wiedziała komu kibicować. Malfoy był w drużynie Ślizgonów na pozycji szukającego, lecz w drugiej drużynie grała Ginny na pozycji ścigającej, Harry na pozycji szukającego oraz Ron, który był obrońcą. "W sumie dziwne by było gdybym nagle przerzuciła się na Slytherin, po tych trzech latach kibicowania Gryfonom. Ech, muszę rozczarować Draco, choć w głębi duszy będę z nim." rozmyślała Luna i rozwiązała swój mętlik. Spojrzała na zegar ścienny zawieszony nad drzwiami do dormitorium czwartoklasistek, wybiła godzina siódma trzydzieści. Luna pozbierała się, wzięła torbę rozczesała swoje piękne blond włosy i wyszła z pokoju wspólnego Krukonów. Gdy schodziła po schodach zauważyła Ginny, Luna zauważyła w wyrazie jej twarzy mieszane uczucia.
- Cześć Ginny, co się stało? - zapytała Luna zbiegając po schodach i potrącając kilku uczniów, Ci wydali okrzyki oburzenia.
- A co się miało stać? - mruknęła pod nosem Ginny.
- Widzę mieszane uczucia na Twojej twarzy. - odpowiedziała Luna, lekko załamana tonem jakim Ginny do niej skierowała.
- Przepraszam Luno, ale Harry jak zwykle wpadł w tarapaty i nie wiem czy zagra na meczu, czy nie, a muszę wiedzieć czy mam go zastąpić! - powiedziała Ginny. - Ale w sumie jeżeli go zastąpię i złapie tego Znicza to będę bohaterką tego meczu, mam mieszane uczucia co do tego.
- Co się stanie to ma się stać, w tych dwóch pozycjach jesteś wspaniała i na pewno się spiszesz, a teraz idź coś zjedz, musisz mieć siły. - powiedziała przytulając ją przyjacielsko.
- Dzięki Luna, smacznego! - krzyknęła i poszła do swojego stołu. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i wzięła się do jedzenia, zanim profesor Dumbledore zaczął swoje przywitanie Luna kończyła śniadanie. Wzięła sobie na talerz tost z syropem i rozpuszczonym masłem na samej górze, a do tego mały kubełek puddingu, oraz szklankę kawy. Jako pierwsza opuściła Wielką Salę i udała się na boisko do Quidditch'a. Zajęła najlepsze miejsce i czekała. Aby się nie nudzić wyciągnęła niedokończoną przez siebie książkę "Omen Śmierci: co zrobić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze.", zaczęła czytać. Dopiero po godzinie zorientowała się, że obie z drużyn są w swoich szatniach. Odłożyła lekturę i wypatrywała członków drużyny. Nagle rozległ się głos Lee Jordana, który zaczynał mecz.
- Cześć! Witam na pierwszym meczu Quidditch'a w sezonie, dziś grają Slytherin i Gryffindor! Wyczekujemy naszych ukochanych drużyn. - i zakończył swoją wypowiedź. Nagle rozległ się ryk ze strony trybun Slytherin'u. Luna zaczęła klaskać. Kilka Krukonów i Gryfonów się popatrzyło na nią jak na wroga. Później ryknęli Gryfoni, Luna razem z nimi.
- Gracze ustawiają się na swoich pozycjach, a pani Hooch wchodzi na boisko, żeby zacząć mecz! - powiedział Lee Jordan. - Kafel wyskoczył w górę i ruszyli! - ryknął, przez mikrofon. - Kafel łapie Ginny Weasley, odbić kafla próbuje Marcus Flint! AJ! Nie udało się! Montague leci prosto na Ginny iii....! Obił kafla! Leci w stronę obręczy Gryfonów, teraz Ron Weasley pokaże na co go stać! Omija Olivera Wood'a wziął zamach iiii..... DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA SLYTHERIN'U! Weasley chyba się jeszcze nie obudził.
Luna wzdrygnęła, czuła szczęście i rozpacz. Krzyknęła z niezadowolenia, ale jednak klaskała. Mecz zaczął się niezadowalająca ze strony Gryfonów, każdy był ciekaw dalszej historii tego meczu.
- Cześć Ginny, co się stało? - zapytała Luna zbiegając po schodach i potrącając kilku uczniów, Ci wydali okrzyki oburzenia.
- A co się miało stać? - mruknęła pod nosem Ginny.
- Widzę mieszane uczucia na Twojej twarzy. - odpowiedziała Luna, lekko załamana tonem jakim Ginny do niej skierowała.
- Przepraszam Luno, ale Harry jak zwykle wpadł w tarapaty i nie wiem czy zagra na meczu, czy nie, a muszę wiedzieć czy mam go zastąpić! - powiedziała Ginny. - Ale w sumie jeżeli go zastąpię i złapie tego Znicza to będę bohaterką tego meczu, mam mieszane uczucia co do tego.
- Co się stanie to ma się stać, w tych dwóch pozycjach jesteś wspaniała i na pewno się spiszesz, a teraz idź coś zjedz, musisz mieć siły. - powiedziała przytulając ją przyjacielsko.
- Dzięki Luna, smacznego! - krzyknęła i poszła do swojego stołu. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i wzięła się do jedzenia, zanim profesor Dumbledore zaczął swoje przywitanie Luna kończyła śniadanie. Wzięła sobie na talerz tost z syropem i rozpuszczonym masłem na samej górze, a do tego mały kubełek puddingu, oraz szklankę kawy. Jako pierwsza opuściła Wielką Salę i udała się na boisko do Quidditch'a. Zajęła najlepsze miejsce i czekała. Aby się nie nudzić wyciągnęła niedokończoną przez siebie książkę "Omen Śmierci: co zrobić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze.", zaczęła czytać. Dopiero po godzinie zorientowała się, że obie z drużyn są w swoich szatniach. Odłożyła lekturę i wypatrywała członków drużyny. Nagle rozległ się głos Lee Jordana, który zaczynał mecz.
- Cześć! Witam na pierwszym meczu Quidditch'a w sezonie, dziś grają Slytherin i Gryffindor! Wyczekujemy naszych ukochanych drużyn. - i zakończył swoją wypowiedź. Nagle rozległ się ryk ze strony trybun Slytherin'u. Luna zaczęła klaskać. Kilka Krukonów i Gryfonów się popatrzyło na nią jak na wroga. Później ryknęli Gryfoni, Luna razem z nimi.
- Gracze ustawiają się na swoich pozycjach, a pani Hooch wchodzi na boisko, żeby zacząć mecz! - powiedział Lee Jordan. - Kafel wyskoczył w górę i ruszyli! - ryknął, przez mikrofon. - Kafel łapie Ginny Weasley, odbić kafla próbuje Marcus Flint! AJ! Nie udało się! Montague leci prosto na Ginny iii....! Obił kafla! Leci w stronę obręczy Gryfonów, teraz Ron Weasley pokaże na co go stać! Omija Olivera Wood'a wziął zamach iiii..... DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA SLYTHERIN'U! Weasley chyba się jeszcze nie obudził.
Luna wzdrygnęła, czuła szczęście i rozpacz. Krzyknęła z niezadowolenia, ale jednak klaskała. Mecz zaczął się niezadowalająca ze strony Gryfonów, każdy był ciekaw dalszej historii tego meczu.
środa, 31 lipca 2013
Opowiadanie 9 ~ Lekcja Transmutacji.
Po tym zdarzeniu Draco i Luna poszli na szkolne błonia, aby zobaczyć zachód słońca. Usiedli na trawie przy brzegu jeziora, i Luna zaczęła rozmowę.
- To wariactwo przecież zaraz będzie cisza nocna, wyleją nas.
- To się teraz nie liczy, ważne że nie zachowujesz się tak jak wcześniej. - odpowiedział na to Draco, po czym wziął ją w swoje objęcia, a Luna wsłuchała się w bicie jego serca i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła niebo było pokryte ciemną powłoką, a na niej miliony gwiazd, wtedy zdała sobie sprawę, że zasnęła.
- Długo spałaś. - szepnął jej do ucha Draco. Spojrzała w górę i stwierdziła, że nadal leży na klatce piersiowej Malfoy'a. Wstała przeciągnęła się i przetarła oczy.
- Jak długo spałam? - zapytała rozglądając się po błoniach.
- Nie całe dwie godziny. - odpowiedział Draco, zabierając rękę z ramienia towarzyszki.
- Ja już idę, muszę odrobić zadanie z Zielarstwa. Do zobaczenia jutro na Czarnej Magii. - pocałowała go w policzek i pobiegła do zamku.
Była godzina dwudziesta druga, gdy Luna wróciła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u. Spojrzała na pergamin pożyczony od Ginny, i zaczęła wyszukiwać w podręczniku "Kłaposkrzeczki", nie znalazł za dużo, ale myślała, że to wystarczy, jako że w ogóle nie było jej na tej lekcji. Wyciągnęła pusty zwój pergaminu i zaczęła pisać: Kłaposkrzeczki - bliżej nieznane rośliny hodowane na lekcjach Zielarstwa. Jeżeli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeń z niezadowolenia, z tego też prawdopodobnie pochodzi ich nazwa. Na tym zaprzestała skrobanie piórem na pergaminie. "To chyba wystarczy na N ( Nędzny ) lub Z ( Zadowalający ). Sprawdziła jeszcze czy ma zadanie z innych przedmiotów. Po wielokrotnym przeszukiwaniu pergaminów, stwierdziła, iż jest wolna. W salonie Krukonów nie było nikogo oprócz niej, położyła się na kanapie i zasnęła.
Obudziła się rano, kilka Krukonów było w pokoju. Rozciągnęła się, wzięła torbę i poszła do dormitorium. Była godzina siódma dziesięć, a miała dwadzieścia do śniadania, więc poszła szybko umyć zęby. Wyszła z dormitorium i w korytarzu obok na prawo miała toaletę dziewcząt. Umyła porządnie zęby, twarz i się szybko opłukała. Była pewna, że się spóźni, i miała słuszną rację, ponieważ była siódma dwadzieścia osiem. Odpowiedziała na zagadkę by dostać się do pokoju, załapała za torbę i pobiegła do Wielkiej Sali. Była ostatnią osobą wchodzącą do niej, wlepione w nią były dziesiątki osób, a jedną z nich był
Draco Malfoy. Spojrzała na zegar, była siódma trzydzieści sześć.
- Usiądź panno Lovegood. - przywitał ją pogodnie profesor Dumbledore, i ciągnął dalej swoje przywitanie. Luna jak zwykle na śniadanie zjadła średni kubeł puddingu, i popiła herbatą, a następnie czekała na siódmą pięćdziesiąt, żeby móc iść pod salę transmutacji.
- Dziś poćwiczymy zaklęcie, które zmienia filiżankę herbaty w cynowy kociołek rozmiar 1. Wymawia się je - wtedy profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i machnęła ją w filiżankę. - Supraco. - filiżanka zmieniła się w kociołek. W klasie było słychać odgłosy podziwu. - No dobrze, a teraz wasza kolej. Może panna Weasley spróbuje.
Ginny wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na swoją filiżankę i powiedziała:
- Supraco! - filiżanka zmieniła się w kociołek.
- Idealnie! A teraz każdy próbuje na swoim kociołku. Raz, raz.
W klasie dało się usłyszeć pełno głosów mówiących "Supraco", oraz gwizdy i świsty, tłuczenie filiżanek i plusk wody, wylewanej z porcelanowych kubeczków. Lunie na początku, zupełnie nie wychodziło. Za pierwszym razem z filiżanki zniknęła woda, za drugim wyczarowała kociołek, ale z herbatą z środku, dopiero za trzecim razem wyszło, ale po chwili kociołek zaczął rosnąć, tak, że Luna musiała użyć zaklęcia "Bombarda", aby nie urósł więcej. Kilku uczniom z kociołków zaczęły wychodzić różne dziwadła, tak że profesor McGonagall była zajęta. Przez drzwi klasowe Luna usłyszała szept. Odwróciła się a za nią stał Malfoy.
- Co Ty tu robisz? Są lekcje! - krzyknęła szeptem.
- Ale dziś raczej się nie zobaczymy, a ja musiałem... powiedziałem Snape'owi, że poszłem do łazienki.
- Dostaniesz karne punkty!
- Przestań marudzić i całuj. - powiedział po czym złapał ją za policzki i namiętnie pocałował. Luna po tym romantycznym wydarzeniu spojrzała mu w oczy.
- Przed niczym się nie cofniesz?
- Jeżeli chodzi o Ciebie, to przed niczym. - powiedział po czym znowu pocałował Lunę, i zaciągnął pod ławkę. - Będziesz na meczu?
- Jasne.
- No to lecę, aha i jeszcze jedno... - i po raz trzeci ją pocałował tym razem trzymając ją w talii.
- To wariactwo przecież zaraz będzie cisza nocna, wyleją nas.
- To się teraz nie liczy, ważne że nie zachowujesz się tak jak wcześniej. - odpowiedział na to Draco, po czym wziął ją w swoje objęcia, a Luna wsłuchała się w bicie jego serca i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła niebo było pokryte ciemną powłoką, a na niej miliony gwiazd, wtedy zdała sobie sprawę, że zasnęła.
- Długo spałaś. - szepnął jej do ucha Draco. Spojrzała w górę i stwierdziła, że nadal leży na klatce piersiowej Malfoy'a. Wstała przeciągnęła się i przetarła oczy.
- Jak długo spałam? - zapytała rozglądając się po błoniach.
- Nie całe dwie godziny. - odpowiedział Draco, zabierając rękę z ramienia towarzyszki.
- Ja już idę, muszę odrobić zadanie z Zielarstwa. Do zobaczenia jutro na Czarnej Magii. - pocałowała go w policzek i pobiegła do zamku.
Była godzina dwudziesta druga, gdy Luna wróciła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u. Spojrzała na pergamin pożyczony od Ginny, i zaczęła wyszukiwać w podręczniku "Kłaposkrzeczki", nie znalazł za dużo, ale myślała, że to wystarczy, jako że w ogóle nie było jej na tej lekcji. Wyciągnęła pusty zwój pergaminu i zaczęła pisać: Kłaposkrzeczki - bliżej nieznane rośliny hodowane na lekcjach Zielarstwa. Jeżeli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeń z niezadowolenia, z tego też prawdopodobnie pochodzi ich nazwa. Na tym zaprzestała skrobanie piórem na pergaminie. "To chyba wystarczy na N ( Nędzny ) lub Z ( Zadowalający ). Sprawdziła jeszcze czy ma zadanie z innych przedmiotów. Po wielokrotnym przeszukiwaniu pergaminów, stwierdziła, iż jest wolna. W salonie Krukonów nie było nikogo oprócz niej, położyła się na kanapie i zasnęła.
Obudziła się rano, kilka Krukonów było w pokoju. Rozciągnęła się, wzięła torbę i poszła do dormitorium. Była godzina siódma dziesięć, a miała dwadzieścia do śniadania, więc poszła szybko umyć zęby. Wyszła z dormitorium i w korytarzu obok na prawo miała toaletę dziewcząt. Umyła porządnie zęby, twarz i się szybko opłukała. Była pewna, że się spóźni, i miała słuszną rację, ponieważ była siódma dwadzieścia osiem. Odpowiedziała na zagadkę by dostać się do pokoju, załapała za torbę i pobiegła do Wielkiej Sali. Była ostatnią osobą wchodzącą do niej, wlepione w nią były dziesiątki osób, a jedną z nich był
Draco Malfoy. Spojrzała na zegar, była siódma trzydzieści sześć.
- Usiądź panno Lovegood. - przywitał ją pogodnie profesor Dumbledore, i ciągnął dalej swoje przywitanie. Luna jak zwykle na śniadanie zjadła średni kubeł puddingu, i popiła herbatą, a następnie czekała na siódmą pięćdziesiąt, żeby móc iść pod salę transmutacji.
- Dziś poćwiczymy zaklęcie, które zmienia filiżankę herbaty w cynowy kociołek rozmiar 1. Wymawia się je - wtedy profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i machnęła ją w filiżankę. - Supraco. - filiżanka zmieniła się w kociołek. W klasie było słychać odgłosy podziwu. - No dobrze, a teraz wasza kolej. Może panna Weasley spróbuje.
Ginny wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na swoją filiżankę i powiedziała:
- Supraco! - filiżanka zmieniła się w kociołek.
- Idealnie! A teraz każdy próbuje na swoim kociołku. Raz, raz.
W klasie dało się usłyszeć pełno głosów mówiących "Supraco", oraz gwizdy i świsty, tłuczenie filiżanek i plusk wody, wylewanej z porcelanowych kubeczków. Lunie na początku, zupełnie nie wychodziło. Za pierwszym razem z filiżanki zniknęła woda, za drugim wyczarowała kociołek, ale z herbatą z środku, dopiero za trzecim razem wyszło, ale po chwili kociołek zaczął rosnąć, tak, że Luna musiała użyć zaklęcia "Bombarda", aby nie urósł więcej. Kilku uczniom z kociołków zaczęły wychodzić różne dziwadła, tak że profesor McGonagall była zajęta. Przez drzwi klasowe Luna usłyszała szept. Odwróciła się a za nią stał Malfoy.
- Co Ty tu robisz? Są lekcje! - krzyknęła szeptem.
- Ale dziś raczej się nie zobaczymy, a ja musiałem... powiedziałem Snape'owi, że poszłem do łazienki.
- Dostaniesz karne punkty!
- Przestań marudzić i całuj. - powiedział po czym złapał ją za policzki i namiętnie pocałował. Luna po tym romantycznym wydarzeniu spojrzała mu w oczy.
- Przed niczym się nie cofniesz?
- Jeżeli chodzi o Ciebie, to przed niczym. - powiedział po czym znowu pocałował Lunę, i zaciągnął pod ławkę. - Będziesz na meczu?
- Jasne.
- No to lecę, aha i jeszcze jedno... - i po raz trzeci ją pocałował tym razem trzymając ją w talii.
wtorek, 30 lipca 2013
Opowiadanie 8 ~ "Nigdy więcej".
Draco zamarł bez ruchu. Stał jak osłupiały, a oczy wyszły mu na wierzch.
- Słucham? - zapytał, marszcząc brwi i patrząc na Lunę wyzywająco.
- Czy coś między nami było? - powtórzyła pytanie, Luna cofając się na palcach widząc minę Malfoy'a.
- Dla mnie było. Dla Ciebie też, DLACZEGO ZADAJESZ TAKIE TĘPE PYTANIE?! - wykrzyczał Draco, podchodząc bardziej nerwowo do Luny.
- Nie musisz od razu krzyczeć. - powiedziała chowając głowę w szacie. - Proszę Cię nie utrudniaj tego, po prostu pozwól mi odejść.
- NIE! Nie pozwolę Ci odejść! Nie po tym wszystkim, nie pozwolę Ci odejść! - lecz gdy się już obrócił Luny już nie było. Luna od razu szybko pobiegła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u, opuszczając jeszcze dwie lekcje Zielarstwa. Luna była załamana i zszokowana. Wiedziała, że Draco się zmienił, ale nie widziała, że jest taki agresywny. Poszła do dormitorium dziewczyn z piątego roku, usiadła na łóżku i chcąc jak najszybciej zasnąć wyciągnęła z szuflady szafki nocnej herbatę. Napiła się, zamknęła oczy i zasnęła.
Obudziła się wieczorem, w dormitorium było kilka dziewczyn. Z dwoma z nich dobrze się znała.
- Która godzina? - zapytała przecierając oczy.
- Dziewiętnasta. Dlaczego nie było Cię na zielarstwie? - zapytała jedna z nich.
- Źle się czułam. Jest coś zadane?
- Tak. Wyjaśnić znaczenie Kłaposkrzeczki. - powiedziała grymasząc.
- Dziękuję, to ja lecę. - powiedziała i wybiegła z dormitorium. Poszła szybko do biblioteki po podręcznik Zielarstwa.
- Przepraszam, pani Pince! - zawołała Luna do bibliotekarki.
- Dziewczyno to biblioteka, tu się nie krzyczy. Za pięć minut będzie cisza nocna, czego chcesz? - zapytała opryskliwie, marszcząc czoło.
- Pomogła by mi pani znaleźć podręcznik z Zielarstwa? - zapytała kładąc rękę na biodro.
- Proszę za mną. - powiedziała wyciągając rękę przed siebie. - Proszę tu Twój podręcznik, a teraz uciekaj, bo jeszcze mnie skarcą za przetrzymywanie uczniów. - podprowadziła Lunę pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nigdzie nie ucieknie, i zamknęła drzwi biblioteki.
Gdy wchodziła na ruchome schody, zobaczyła kilka stopni niżej przechodził Malfoy z Goyle'm i Zabinim. Szybko schowała twarz za podręcznikiem z Zielarstwa, lecz na próżno.
- Ej! Luna! STOP! - krzyknął Draco. Luna szybko skierowała się na Zachodnią Wieżę do pokoju wspólnego. "Jezu, muszę stawić temu czoła, nie mogę się cały czas chować.", lecz gdy o tym pomyślała poczuła silny skurcz w brzuchu, "Ale czy to słuszna decyzja? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Co ja paplam. Sama to zakończyłam...ale...ja chyba, coś do niego czuję.". Stanęła w miejscu, obróciła się i zobaczyła Draco biegnącego po schodach, zamknęła oczy i wsłuchała się w tupanie jego stóp, gdy ucichły otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą stojącą postać Malfoy'a. Złapała dwoma rękami jego twarz i go pocałowała. Poczuła ręce Draco na swojej talii. Cofnęła się i patrzyła w jego oczy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, szepcząc w jej ucho.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała, i wtuliła się w niego.
- Obiecaj, że nie zrobisz tego nigdy więcej. - powiedział, przybliżając się do niej, nadal trzymając ręce w talii.
- Nigdy więcej. - i go czule pocałowała.
- Słucham? - zapytał, marszcząc brwi i patrząc na Lunę wyzywająco.
- Czy coś między nami było? - powtórzyła pytanie, Luna cofając się na palcach widząc minę Malfoy'a.
- Dla mnie było. Dla Ciebie też, DLACZEGO ZADAJESZ TAKIE TĘPE PYTANIE?! - wykrzyczał Draco, podchodząc bardziej nerwowo do Luny.
- Nie musisz od razu krzyczeć. - powiedziała chowając głowę w szacie. - Proszę Cię nie utrudniaj tego, po prostu pozwól mi odejść.
- NIE! Nie pozwolę Ci odejść! Nie po tym wszystkim, nie pozwolę Ci odejść! - lecz gdy się już obrócił Luny już nie było. Luna od razu szybko pobiegła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u, opuszczając jeszcze dwie lekcje Zielarstwa. Luna była załamana i zszokowana. Wiedziała, że Draco się zmienił, ale nie widziała, że jest taki agresywny. Poszła do dormitorium dziewczyn z piątego roku, usiadła na łóżku i chcąc jak najszybciej zasnąć wyciągnęła z szuflady szafki nocnej herbatę. Napiła się, zamknęła oczy i zasnęła.
Obudziła się wieczorem, w dormitorium było kilka dziewczyn. Z dwoma z nich dobrze się znała.
- Która godzina? - zapytała przecierając oczy.
- Dziewiętnasta. Dlaczego nie było Cię na zielarstwie? - zapytała jedna z nich.
- Źle się czułam. Jest coś zadane?
- Tak. Wyjaśnić znaczenie Kłaposkrzeczki. - powiedziała grymasząc.
- Dziękuję, to ja lecę. - powiedziała i wybiegła z dormitorium. Poszła szybko do biblioteki po podręcznik Zielarstwa.
- Przepraszam, pani Pince! - zawołała Luna do bibliotekarki.
- Dziewczyno to biblioteka, tu się nie krzyczy. Za pięć minut będzie cisza nocna, czego chcesz? - zapytała opryskliwie, marszcząc czoło.
- Pomogła by mi pani znaleźć podręcznik z Zielarstwa? - zapytała kładąc rękę na biodro.
- Proszę za mną. - powiedziała wyciągając rękę przed siebie. - Proszę tu Twój podręcznik, a teraz uciekaj, bo jeszcze mnie skarcą za przetrzymywanie uczniów. - podprowadziła Lunę pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nigdzie nie ucieknie, i zamknęła drzwi biblioteki.
Gdy wchodziła na ruchome schody, zobaczyła kilka stopni niżej przechodził Malfoy z Goyle'm i Zabinim. Szybko schowała twarz za podręcznikiem z Zielarstwa, lecz na próżno.
- Ej! Luna! STOP! - krzyknął Draco. Luna szybko skierowała się na Zachodnią Wieżę do pokoju wspólnego. "Jezu, muszę stawić temu czoła, nie mogę się cały czas chować.", lecz gdy o tym pomyślała poczuła silny skurcz w brzuchu, "Ale czy to słuszna decyzja? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Co ja paplam. Sama to zakończyłam...ale...ja chyba, coś do niego czuję.". Stanęła w miejscu, obróciła się i zobaczyła Draco biegnącego po schodach, zamknęła oczy i wsłuchała się w tupanie jego stóp, gdy ucichły otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą stojącą postać Malfoy'a. Złapała dwoma rękami jego twarz i go pocałowała. Poczuła ręce Draco na swojej talii. Cofnęła się i patrzyła w jego oczy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, szepcząc w jej ucho.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała, i wtuliła się w niego.
- Obiecaj, że nie zrobisz tego nigdy więcej. - powiedział, przybliżając się do niej, nadal trzymając ręce w talii.
- Nigdy więcej. - i go czule pocałowała.
poniedziałek, 29 lipca 2013
Opowiadanie 7 ~ Początek końca.
Pierwszą lekcją Luny była Obrona Przed Czarną Magią razem ze Ślizgonami, więc wiedziała, że spotka Malfoy'a. Gdy myślała o kolejnym spotkaniu, w brzuchu czuła kłucie, to mogło oznaczać tylko, że nie ma ochoty się z nim widzieć przez najbliższe trzy dni. Po ostatnim pocałunku, Luna cały czas unikała Draco, wiedziała też, że jeżeli teraz uniknie lekcji z Snape'm, będzie widać, że coś jest nie tak.
Nadszedł czas lekcji. Gdy wszyscy wchodzili do sali Luna dopiero co zeszła po schodach do lochów.
- Ma pani szczęście panno Lovegood, jeszcze minuta i było by spóźnienie. - powiedział opryskliwie Snape. Luna ominęła jego spojrzenie i usiadła na koniec sali, gdzie było jej miejsce. Gdy wyciągnęła pióro i podręcznik, uniosła głowę i zauważyła Draco patrzącego na nią. Od razu schowała głowę w książce udając, że czyta.
- Panna Lovegood. - wypowiedział jej imię Snape. - do czego zwykle używa się beozar? - zapytał, a cała klasa wpatrzyła się w Lunę.
- Beozar zwykle używa się do zatruć. - odpowiedziała Luna, robiąc pewną minę w stronę Snape'a.
- Dobrze. - odpowiedział skrobiąc coś na pergaminie. Cała lekcja minęła szybko. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Luna złapała za torbę, i szybko wybiegła z klasy, żeby tylko Draco nie mógł jej dogonić, lecz było za późno, z powodu wielkiego tłoku na schodach Luna nie zdążyła. Draco złapał ją za ramie, pociągnął do pustego korytarza, przycisnął ją do ściany, spojrzał w oczy i zaczął mówić.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał.
- Wcale Cię nie unikam. - odpowiedziała Luna, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na jego niebieskie, chłodne oczy. - Po prostu, jestem zalatana, i nie mam czasu na przyjemności. - dodała patrząc w ścianę za ramieniem Draco.
- To dziwne, ostatnio nie byłaś na śniadaniu, ani na kolacji, co się z Tobą dziej...PATRZ NA MNIE! - krzyknął Malfoy, lekko potrząsając Lunę. Luna drgnęła i z zaskoczeniem spojrzała na Draco.
- Przepraszam, nie chciałem. - przeprosił Luną i zakrył twarz rękoma. - Po prostu, bardzo mi na Tobie zależy i nie chcę Cię stracić, z powodu nieudanego pocałunku.
- Skąd wiesz, że był nieudany? - zapytała po cichu.
- Słucham?
- Nic, nic. Draco...nie mam pewności co do nas. Zawsze byłeś taki nie miły, wredny i bez uczuć, a teraz jest mi ciężko się przyzwyczaić do nowego Draco'na Malfoy'a.
- Ale proszę Cię nie mów mi, że tymi słowami chcesz zakończyć to co między nami było. - powiedział ze strachem w oczach, i ponownie przyduszając Lunę do ściany.
- A czy...coś w ogóle, było?...
Nadszedł czas lekcji. Gdy wszyscy wchodzili do sali Luna dopiero co zeszła po schodach do lochów.
- Ma pani szczęście panno Lovegood, jeszcze minuta i było by spóźnienie. - powiedział opryskliwie Snape. Luna ominęła jego spojrzenie i usiadła na koniec sali, gdzie było jej miejsce. Gdy wyciągnęła pióro i podręcznik, uniosła głowę i zauważyła Draco patrzącego na nią. Od razu schowała głowę w książce udając, że czyta.
- Panna Lovegood. - wypowiedział jej imię Snape. - do czego zwykle używa się beozar? - zapytał, a cała klasa wpatrzyła się w Lunę.
- Beozar zwykle używa się do zatruć. - odpowiedziała Luna, robiąc pewną minę w stronę Snape'a.
- Dobrze. - odpowiedział skrobiąc coś na pergaminie. Cała lekcja minęła szybko. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Luna złapała za torbę, i szybko wybiegła z klasy, żeby tylko Draco nie mógł jej dogonić, lecz było za późno, z powodu wielkiego tłoku na schodach Luna nie zdążyła. Draco złapał ją za ramie, pociągnął do pustego korytarza, przycisnął ją do ściany, spojrzał w oczy i zaczął mówić.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał.
- Wcale Cię nie unikam. - odpowiedziała Luna, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na jego niebieskie, chłodne oczy. - Po prostu, jestem zalatana, i nie mam czasu na przyjemności. - dodała patrząc w ścianę za ramieniem Draco.
- To dziwne, ostatnio nie byłaś na śniadaniu, ani na kolacji, co się z Tobą dziej...PATRZ NA MNIE! - krzyknął Malfoy, lekko potrząsając Lunę. Luna drgnęła i z zaskoczeniem spojrzała na Draco.
- Przepraszam, nie chciałem. - przeprosił Luną i zakrył twarz rękoma. - Po prostu, bardzo mi na Tobie zależy i nie chcę Cię stracić, z powodu nieudanego pocałunku.
- Skąd wiesz, że był nieudany? - zapytała po cichu.
- Słucham?
- Nic, nic. Draco...nie mam pewności co do nas. Zawsze byłeś taki nie miły, wredny i bez uczuć, a teraz jest mi ciężko się przyzwyczaić do nowego Draco'na Malfoy'a.
- Ale proszę Cię nie mów mi, że tymi słowami chcesz zakończyć to co między nami było. - powiedział ze strachem w oczach, i ponownie przyduszając Lunę do ściany.
- A czy...coś w ogóle, było?...
Subskrybuj:
Posty (Atom)