niedziela, 18 sierpnia 2013
Koniec
Tak właśnie mam zamiar zakończyć działanie tego bloga. Ten parring wydaje mi się bez przyszłości po za tym nie mam czasu na dalsze prowadzenie tej stronki, pozdrawiam!
Opowiadanie 12 ~ Beginning of the End.
Luna wędrowała samotnie po korytarzach szkoły i rozmyślała o przegranym meczu. Jutro chciała spotkać się z Draconem, żeby wyjaśnić parę spraw i raz na zawsze zakończyć ten związek.
Nazajutrz Lunę obudziło ciepłe słońce i sowa Eroll prawdopodobnie z listem od Ginny. Otworzyła okno i odpięła list z nóżki sowy, następnie przeczytała:
Nazajutrz Lunę obudziło ciepłe słońce i sowa Eroll prawdopodobnie z listem od Ginny. Otworzyła okno i odpięła list z nóżki sowy, następnie przeczytała:
Droga Luno!
Dziękuję za pocieszenie. Po wczorajszej porażce nie czułam się za dobrze, a zwłaszcza, że to nawet nie Twoja wina, a ja się na Tobie wyżyłam. Co u Ciebie? Za niedługo święta chciała byś pojechać do mnie na wigilię? Była bym zadowolona, pozdrawiam!
Ginny.
Zakończyła czytanie listu i pogrzebała z kopercie w nadziei, że znajdzie coś jeszcze, ale bez skutku. Odłożyła list na nocną półkę i poszła się umyć oraz przebrać. Wróciła do dormitorium dziewcząt, wzięła torbę i poszła do Wielkiej Sali. Jak zwykle była tam pierwsza i czekała na śniadanie. Nie długo czekała aż cała sala zapełniła się uczniami. Jak zwykle na śniadanie zjadła tylko pudding i herbatę. Zobaczyła, że przy stole Slytherinu siedzi Pansy klejąca się do Draco. Nie poczuła ani kłucia ani przewrotów w żołądku to mogło znaczyć, że nie czuje do niego tego co kiedyś. Po lekcji eliksirów ze Slytherinem poczekała przed salą na Dracona. Gdy w końcu wyszedł pociągnęła go bezlitośnie za szatę do pustego korytarza.
- Musimy sobie coś wyjaśnić - wycedziła przez zęby.
- Co takiego? - zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Nie zauważyłeś, że to jest dziwne?
- Co?
- Patrz do czego to doprowadziło. Nie wydaje Ci się to dziwne, że Ty i ja, no ten... - powiedziała zawstydzona i zniecierpliwiona Luna. - Ty należysz do zupełnie innego świata! Musimy to zakończyć to jest idiotyczne.
- Co ma w znaczeniu jacy jesteśmy? Ważne jakimi uczuciami się darzymy - odpowiedział Draco.
- Ja właśnie żadnym uczuciem Cię nie darzę, to nie oczywiste? Wróćmy do poprzedniego trybu życia.
- Chyba Cię rozumiem - powiedział z grymasem na twarzy.
- Zapomnę o Tobie Ty o mnie i wszystko wróci na miejsce. I tak to co się wydarzyło było chore. Dzięki za tamte dni, powodzenia Draco - poklepała go lekko po ramieniu i odeszła.
- Musimy sobie coś wyjaśnić - wycedziła przez zęby.
- Co takiego? - zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Nie zauważyłeś, że to jest dziwne?
- Co?
- Patrz do czego to doprowadziło. Nie wydaje Ci się to dziwne, że Ty i ja, no ten... - powiedziała zawstydzona i zniecierpliwiona Luna. - Ty należysz do zupełnie innego świata! Musimy to zakończyć to jest idiotyczne.
- Co ma w znaczeniu jacy jesteśmy? Ważne jakimi uczuciami się darzymy - odpowiedział Draco.
- Ja właśnie żadnym uczuciem Cię nie darzę, to nie oczywiste? Wróćmy do poprzedniego trybu życia.
- Chyba Cię rozumiem - powiedział z grymasem na twarzy.
- Zapomnę o Tobie Ty o mnie i wszystko wróci na miejsce. I tak to co się wydarzyło było chore. Dzięki za tamte dni, powodzenia Draco - poklepała go lekko po ramieniu i odeszła.
piątek, 2 sierpnia 2013
Opowiadanie 11 ~ Poległa drużyna.
- Kafla przejmuje Demelza z drużyny Gryfonów i szybuje w stronę obręczy Ślizgonów! Weasley unika zderzenia z Cassisem, zawzięcie walczy o kafla! Demelza podaje kafla Weasley, Weasley bierze zamach iii....! - mówił podniecony Lee Jordan. - Miles Bletchey obronił! Podaje kafla Adrianowi.
Luna uważnie śledziła każdy ruch graczy. Minęły dwie godziny meczu, Ślizgoni prowadzili.
- Zanosi się na zwycięstwo Ślizgonów. - powiedział załamany Lee.
Harry zawzięcie szukał Znicza, spojrzał raz jeszcze na wynik: Gryffindor - 30 pkt. Slytherin - 90 pkt. Poczuł kamień na sercu, wiedział że teraz wszystko zależy od niego, całe zwycięstwo Gryfonów. Gra zaczęła być brutalna, wszyscy zaczęli grać agresywnie. Harry spojrzał na tabelę: Gryffindor - 60 pkt. Slytherin - 90 pkt. Nagle rozległ się gwizdek.
- Wygrał Slytherin! - zawołała pani Hooch. Harry nie wierzył, rozejrzał się nerwowo po boisku i zobaczył Draco'na ze Zniczem w ręce. Luna w głębi duszy szczęśliwa, ale sercem i duszą wspierała Gryfonów, była załamana ich przegraną. Rzuciła spojrzenie w stronę Ginny, zobaczyła tylko skrawek jej rudych, pięknych włosów, wybiegła z boiska. Luna rzuciła się w pogoń za Ginny, lecz zatrzymał ją Draco, zadowolony ze zwycięstwa.
- Zwyciężyliśmy! Dlaczego się nie cieszysz? WYGRALIŚMY! - powiedział Draco, podnosząc Lunę.
- Muszę iść po Ginny! Proszę, puść mnie! - oświadczyła Luna próbując wyrwać się w objęć Malfoy'a.
- Po co? Do tej zdrajczyni krwi? - zakpił Draco.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIEJ MÓWIĆ! - ryknęła Luna i odepchnęła Draco z całej siły, że o mało nie upadł.
- Luna, co jest? - zawołał Malfoy, za Luną, która zdążyła uciec. Szukała po korytarzach i wołała jej imię. Znalazła ją w Wielkiej Sali, płaczącą i wściekłą.
- Ginny...!
- NIE NIE DAM WAM LEKCJI JAK GRAĆ TAK OKROPNIE JAK JA! - ryknęła Ginny wściekła i zapłakana.
- Ginny, nie o to chodzi...chciałam...chciałam Cię pocieszyć. - powiedziała zszokowana Luna, lekko smutna.
- Nie jesteś ze swoim Dracusiem? Przecież jest zwycięzcą, sama mi mówiłaś, że coś między wami jest więc leć do niego! - zawyła zapłakana Ginny.
- On...on...nie ciekawi mnie on, ważniejsi są przyjaciele... - powiedziała Luna. - To... to ja nie przeszkadzam... - powiedziała pełna zrozumienia.
- Przepraszam! Przepraszam... jestem załamana, jak mogliśmy nie wykorzystać takiej okazji na zwycięstwo?! - zawyła ponownie Ginny.
- Będzie jeszcze mnóstwo meczów, teraz nabijajcie punkty dla domu na lekcjach, a w następnym meczu wygramy...przepraszam, wygracie. - poprawiła się Luna, przytulając Ginny.
- Dziękuję, że potrafisz mnie zrozumieć. - powiedziała Ginny po czym mocno przytuliła Lunę. Luna podała jej chusteczkę.
- Co z Draco? - zapytała Ginny szlochając.
- Pokłóciłam się z nim. - odpowiedziała obojętnie Luna.
- O co? Przecież zwyciężyli...
- Ale nazwał się "zdrajcą krwi"... - wyjąkała Luna.
- Dziękuję Luno. - podziękowała Ginny i znowu przytuliła się do Luny.
Dalszy dzień dnia, mijał dobrze, z lochów dobiegały straszliwe dźwięki, Ślizgoni świętowali. Luna była wściekła na Draco, że nawet nie przejął się tym, że jest na niego ogromnie wściekła, ale po tym wydarzeniu zrozumiała jedno...
Luna uważnie śledziła każdy ruch graczy. Minęły dwie godziny meczu, Ślizgoni prowadzili.
- Zanosi się na zwycięstwo Ślizgonów. - powiedział załamany Lee.
Harry zawzięcie szukał Znicza, spojrzał raz jeszcze na wynik: Gryffindor - 30 pkt. Slytherin - 90 pkt. Poczuł kamień na sercu, wiedział że teraz wszystko zależy od niego, całe zwycięstwo Gryfonów. Gra zaczęła być brutalna, wszyscy zaczęli grać agresywnie. Harry spojrzał na tabelę: Gryffindor - 60 pkt. Slytherin - 90 pkt. Nagle rozległ się gwizdek.
- Wygrał Slytherin! - zawołała pani Hooch. Harry nie wierzył, rozejrzał się nerwowo po boisku i zobaczył Draco'na ze Zniczem w ręce. Luna w głębi duszy szczęśliwa, ale sercem i duszą wspierała Gryfonów, była załamana ich przegraną. Rzuciła spojrzenie w stronę Ginny, zobaczyła tylko skrawek jej rudych, pięknych włosów, wybiegła z boiska. Luna rzuciła się w pogoń za Ginny, lecz zatrzymał ją Draco, zadowolony ze zwycięstwa.
- Zwyciężyliśmy! Dlaczego się nie cieszysz? WYGRALIŚMY! - powiedział Draco, podnosząc Lunę.
- Muszę iść po Ginny! Proszę, puść mnie! - oświadczyła Luna próbując wyrwać się w objęć Malfoy'a.
- Po co? Do tej zdrajczyni krwi? - zakpił Draco.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIEJ MÓWIĆ! - ryknęła Luna i odepchnęła Draco z całej siły, że o mało nie upadł.
- Luna, co jest? - zawołał Malfoy, za Luną, która zdążyła uciec. Szukała po korytarzach i wołała jej imię. Znalazła ją w Wielkiej Sali, płaczącą i wściekłą.
- Ginny...!
- NIE NIE DAM WAM LEKCJI JAK GRAĆ TAK OKROPNIE JAK JA! - ryknęła Ginny wściekła i zapłakana.
- Ginny, nie o to chodzi...chciałam...chciałam Cię pocieszyć. - powiedziała zszokowana Luna, lekko smutna.
- Nie jesteś ze swoim Dracusiem? Przecież jest zwycięzcą, sama mi mówiłaś, że coś między wami jest więc leć do niego! - zawyła zapłakana Ginny.
- On...on...nie ciekawi mnie on, ważniejsi są przyjaciele... - powiedziała Luna. - To... to ja nie przeszkadzam... - powiedziała pełna zrozumienia.
- Przepraszam! Przepraszam... jestem załamana, jak mogliśmy nie wykorzystać takiej okazji na zwycięstwo?! - zawyła ponownie Ginny.
- Będzie jeszcze mnóstwo meczów, teraz nabijajcie punkty dla domu na lekcjach, a w następnym meczu wygramy...przepraszam, wygracie. - poprawiła się Luna, przytulając Ginny.
- Dziękuję, że potrafisz mnie zrozumieć. - powiedziała Ginny po czym mocno przytuliła Lunę. Luna podała jej chusteczkę.
- Co z Draco? - zapytała Ginny szlochając.
- Pokłóciłam się z nim. - odpowiedziała obojętnie Luna.
- O co? Przecież zwyciężyli...
- Ale nazwał się "zdrajcą krwi"... - wyjąkała Luna.
- Dziękuję Luno. - podziękowała Ginny i znowu przytuliła się do Luny.
Dalszy dzień dnia, mijał dobrze, z lochów dobiegały straszliwe dźwięki, Ślizgoni świętowali. Luna była wściekła na Draco, że nawet nie przejął się tym, że jest na niego ogromnie wściekła, ale po tym wydarzeniu zrozumiała jedno...
czwartek, 1 sierpnia 2013
Opowiadanie 10 ~ Mecz Quidditch'a.
Nadszedł dzień meczu Quidditch'a, Ślizgoni przeciw Gryfonom. Luna miała dylemat, nie wiedziała komu kibicować. Malfoy był w drużynie Ślizgonów na pozycji szukającego, lecz w drugiej drużynie grała Ginny na pozycji ścigającej, Harry na pozycji szukającego oraz Ron, który był obrońcą. "W sumie dziwne by było gdybym nagle przerzuciła się na Slytherin, po tych trzech latach kibicowania Gryfonom. Ech, muszę rozczarować Draco, choć w głębi duszy będę z nim." rozmyślała Luna i rozwiązała swój mętlik. Spojrzała na zegar ścienny zawieszony nad drzwiami do dormitorium czwartoklasistek, wybiła godzina siódma trzydzieści. Luna pozbierała się, wzięła torbę rozczesała swoje piękne blond włosy i wyszła z pokoju wspólnego Krukonów. Gdy schodziła po schodach zauważyła Ginny, Luna zauważyła w wyrazie jej twarzy mieszane uczucia.
- Cześć Ginny, co się stało? - zapytała Luna zbiegając po schodach i potrącając kilku uczniów, Ci wydali okrzyki oburzenia.
- A co się miało stać? - mruknęła pod nosem Ginny.
- Widzę mieszane uczucia na Twojej twarzy. - odpowiedziała Luna, lekko załamana tonem jakim Ginny do niej skierowała.
- Przepraszam Luno, ale Harry jak zwykle wpadł w tarapaty i nie wiem czy zagra na meczu, czy nie, a muszę wiedzieć czy mam go zastąpić! - powiedziała Ginny. - Ale w sumie jeżeli go zastąpię i złapie tego Znicza to będę bohaterką tego meczu, mam mieszane uczucia co do tego.
- Co się stanie to ma się stać, w tych dwóch pozycjach jesteś wspaniała i na pewno się spiszesz, a teraz idź coś zjedz, musisz mieć siły. - powiedziała przytulając ją przyjacielsko.
- Dzięki Luna, smacznego! - krzyknęła i poszła do swojego stołu. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i wzięła się do jedzenia, zanim profesor Dumbledore zaczął swoje przywitanie Luna kończyła śniadanie. Wzięła sobie na talerz tost z syropem i rozpuszczonym masłem na samej górze, a do tego mały kubełek puddingu, oraz szklankę kawy. Jako pierwsza opuściła Wielką Salę i udała się na boisko do Quidditch'a. Zajęła najlepsze miejsce i czekała. Aby się nie nudzić wyciągnęła niedokończoną przez siebie książkę "Omen Śmierci: co zrobić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze.", zaczęła czytać. Dopiero po godzinie zorientowała się, że obie z drużyn są w swoich szatniach. Odłożyła lekturę i wypatrywała członków drużyny. Nagle rozległ się głos Lee Jordana, który zaczynał mecz.
- Cześć! Witam na pierwszym meczu Quidditch'a w sezonie, dziś grają Slytherin i Gryffindor! Wyczekujemy naszych ukochanych drużyn. - i zakończył swoją wypowiedź. Nagle rozległ się ryk ze strony trybun Slytherin'u. Luna zaczęła klaskać. Kilka Krukonów i Gryfonów się popatrzyło na nią jak na wroga. Później ryknęli Gryfoni, Luna razem z nimi.
- Gracze ustawiają się na swoich pozycjach, a pani Hooch wchodzi na boisko, żeby zacząć mecz! - powiedział Lee Jordan. - Kafel wyskoczył w górę i ruszyli! - ryknął, przez mikrofon. - Kafel łapie Ginny Weasley, odbić kafla próbuje Marcus Flint! AJ! Nie udało się! Montague leci prosto na Ginny iii....! Obił kafla! Leci w stronę obręczy Gryfonów, teraz Ron Weasley pokaże na co go stać! Omija Olivera Wood'a wziął zamach iiii..... DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA SLYTHERIN'U! Weasley chyba się jeszcze nie obudził.
Luna wzdrygnęła, czuła szczęście i rozpacz. Krzyknęła z niezadowolenia, ale jednak klaskała. Mecz zaczął się niezadowalająca ze strony Gryfonów, każdy był ciekaw dalszej historii tego meczu.
- Cześć Ginny, co się stało? - zapytała Luna zbiegając po schodach i potrącając kilku uczniów, Ci wydali okrzyki oburzenia.
- A co się miało stać? - mruknęła pod nosem Ginny.
- Widzę mieszane uczucia na Twojej twarzy. - odpowiedziała Luna, lekko załamana tonem jakim Ginny do niej skierowała.
- Przepraszam Luno, ale Harry jak zwykle wpadł w tarapaty i nie wiem czy zagra na meczu, czy nie, a muszę wiedzieć czy mam go zastąpić! - powiedziała Ginny. - Ale w sumie jeżeli go zastąpię i złapie tego Znicza to będę bohaterką tego meczu, mam mieszane uczucia co do tego.
- Co się stanie to ma się stać, w tych dwóch pozycjach jesteś wspaniała i na pewno się spiszesz, a teraz idź coś zjedz, musisz mieć siły. - powiedziała przytulając ją przyjacielsko.
- Dzięki Luna, smacznego! - krzyknęła i poszła do swojego stołu. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i wzięła się do jedzenia, zanim profesor Dumbledore zaczął swoje przywitanie Luna kończyła śniadanie. Wzięła sobie na talerz tost z syropem i rozpuszczonym masłem na samej górze, a do tego mały kubełek puddingu, oraz szklankę kawy. Jako pierwsza opuściła Wielką Salę i udała się na boisko do Quidditch'a. Zajęła najlepsze miejsce i czekała. Aby się nie nudzić wyciągnęła niedokończoną przez siebie książkę "Omen Śmierci: co zrobić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze.", zaczęła czytać. Dopiero po godzinie zorientowała się, że obie z drużyn są w swoich szatniach. Odłożyła lekturę i wypatrywała członków drużyny. Nagle rozległ się głos Lee Jordana, który zaczynał mecz.
- Cześć! Witam na pierwszym meczu Quidditch'a w sezonie, dziś grają Slytherin i Gryffindor! Wyczekujemy naszych ukochanych drużyn. - i zakończył swoją wypowiedź. Nagle rozległ się ryk ze strony trybun Slytherin'u. Luna zaczęła klaskać. Kilka Krukonów i Gryfonów się popatrzyło na nią jak na wroga. Później ryknęli Gryfoni, Luna razem z nimi.
- Gracze ustawiają się na swoich pozycjach, a pani Hooch wchodzi na boisko, żeby zacząć mecz! - powiedział Lee Jordan. - Kafel wyskoczył w górę i ruszyli! - ryknął, przez mikrofon. - Kafel łapie Ginny Weasley, odbić kafla próbuje Marcus Flint! AJ! Nie udało się! Montague leci prosto na Ginny iii....! Obił kafla! Leci w stronę obręczy Gryfonów, teraz Ron Weasley pokaże na co go stać! Omija Olivera Wood'a wziął zamach iiii..... DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA SLYTHERIN'U! Weasley chyba się jeszcze nie obudził.
Luna wzdrygnęła, czuła szczęście i rozpacz. Krzyknęła z niezadowolenia, ale jednak klaskała. Mecz zaczął się niezadowalająca ze strony Gryfonów, każdy był ciekaw dalszej historii tego meczu.
środa, 31 lipca 2013
Opowiadanie 9 ~ Lekcja Transmutacji.
Po tym zdarzeniu Draco i Luna poszli na szkolne błonia, aby zobaczyć zachód słońca. Usiedli na trawie przy brzegu jeziora, i Luna zaczęła rozmowę.
- To wariactwo przecież zaraz będzie cisza nocna, wyleją nas.
- To się teraz nie liczy, ważne że nie zachowujesz się tak jak wcześniej. - odpowiedział na to Draco, po czym wziął ją w swoje objęcia, a Luna wsłuchała się w bicie jego serca i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła niebo było pokryte ciemną powłoką, a na niej miliony gwiazd, wtedy zdała sobie sprawę, że zasnęła.
- Długo spałaś. - szepnął jej do ucha Draco. Spojrzała w górę i stwierdziła, że nadal leży na klatce piersiowej Malfoy'a. Wstała przeciągnęła się i przetarła oczy.
- Jak długo spałam? - zapytała rozglądając się po błoniach.
- Nie całe dwie godziny. - odpowiedział Draco, zabierając rękę z ramienia towarzyszki.
- Ja już idę, muszę odrobić zadanie z Zielarstwa. Do zobaczenia jutro na Czarnej Magii. - pocałowała go w policzek i pobiegła do zamku.
Była godzina dwudziesta druga, gdy Luna wróciła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u. Spojrzała na pergamin pożyczony od Ginny, i zaczęła wyszukiwać w podręczniku "Kłaposkrzeczki", nie znalazł za dużo, ale myślała, że to wystarczy, jako że w ogóle nie było jej na tej lekcji. Wyciągnęła pusty zwój pergaminu i zaczęła pisać: Kłaposkrzeczki - bliżej nieznane rośliny hodowane na lekcjach Zielarstwa. Jeżeli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeń z niezadowolenia, z tego też prawdopodobnie pochodzi ich nazwa. Na tym zaprzestała skrobanie piórem na pergaminie. "To chyba wystarczy na N ( Nędzny ) lub Z ( Zadowalający ). Sprawdziła jeszcze czy ma zadanie z innych przedmiotów. Po wielokrotnym przeszukiwaniu pergaminów, stwierdziła, iż jest wolna. W salonie Krukonów nie było nikogo oprócz niej, położyła się na kanapie i zasnęła.
Obudziła się rano, kilka Krukonów było w pokoju. Rozciągnęła się, wzięła torbę i poszła do dormitorium. Była godzina siódma dziesięć, a miała dwadzieścia do śniadania, więc poszła szybko umyć zęby. Wyszła z dormitorium i w korytarzu obok na prawo miała toaletę dziewcząt. Umyła porządnie zęby, twarz i się szybko opłukała. Była pewna, że się spóźni, i miała słuszną rację, ponieważ była siódma dwadzieścia osiem. Odpowiedziała na zagadkę by dostać się do pokoju, załapała za torbę i pobiegła do Wielkiej Sali. Była ostatnią osobą wchodzącą do niej, wlepione w nią były dziesiątki osób, a jedną z nich był
Draco Malfoy. Spojrzała na zegar, była siódma trzydzieści sześć.
- Usiądź panno Lovegood. - przywitał ją pogodnie profesor Dumbledore, i ciągnął dalej swoje przywitanie. Luna jak zwykle na śniadanie zjadła średni kubeł puddingu, i popiła herbatą, a następnie czekała na siódmą pięćdziesiąt, żeby móc iść pod salę transmutacji.
- Dziś poćwiczymy zaklęcie, które zmienia filiżankę herbaty w cynowy kociołek rozmiar 1. Wymawia się je - wtedy profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i machnęła ją w filiżankę. - Supraco. - filiżanka zmieniła się w kociołek. W klasie było słychać odgłosy podziwu. - No dobrze, a teraz wasza kolej. Może panna Weasley spróbuje.
Ginny wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na swoją filiżankę i powiedziała:
- Supraco! - filiżanka zmieniła się w kociołek.
- Idealnie! A teraz każdy próbuje na swoim kociołku. Raz, raz.
W klasie dało się usłyszeć pełno głosów mówiących "Supraco", oraz gwizdy i świsty, tłuczenie filiżanek i plusk wody, wylewanej z porcelanowych kubeczków. Lunie na początku, zupełnie nie wychodziło. Za pierwszym razem z filiżanki zniknęła woda, za drugim wyczarowała kociołek, ale z herbatą z środku, dopiero za trzecim razem wyszło, ale po chwili kociołek zaczął rosnąć, tak, że Luna musiała użyć zaklęcia "Bombarda", aby nie urósł więcej. Kilku uczniom z kociołków zaczęły wychodzić różne dziwadła, tak że profesor McGonagall była zajęta. Przez drzwi klasowe Luna usłyszała szept. Odwróciła się a za nią stał Malfoy.
- Co Ty tu robisz? Są lekcje! - krzyknęła szeptem.
- Ale dziś raczej się nie zobaczymy, a ja musiałem... powiedziałem Snape'owi, że poszłem do łazienki.
- Dostaniesz karne punkty!
- Przestań marudzić i całuj. - powiedział po czym złapał ją za policzki i namiętnie pocałował. Luna po tym romantycznym wydarzeniu spojrzała mu w oczy.
- Przed niczym się nie cofniesz?
- Jeżeli chodzi o Ciebie, to przed niczym. - powiedział po czym znowu pocałował Lunę, i zaciągnął pod ławkę. - Będziesz na meczu?
- Jasne.
- No to lecę, aha i jeszcze jedno... - i po raz trzeci ją pocałował tym razem trzymając ją w talii.
- To wariactwo przecież zaraz będzie cisza nocna, wyleją nas.
- To się teraz nie liczy, ważne że nie zachowujesz się tak jak wcześniej. - odpowiedział na to Draco, po czym wziął ją w swoje objęcia, a Luna wsłuchała się w bicie jego serca i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła niebo było pokryte ciemną powłoką, a na niej miliony gwiazd, wtedy zdała sobie sprawę, że zasnęła.
- Długo spałaś. - szepnął jej do ucha Draco. Spojrzała w górę i stwierdziła, że nadal leży na klatce piersiowej Malfoy'a. Wstała przeciągnęła się i przetarła oczy.
- Jak długo spałam? - zapytała rozglądając się po błoniach.
- Nie całe dwie godziny. - odpowiedział Draco, zabierając rękę z ramienia towarzyszki.
- Ja już idę, muszę odrobić zadanie z Zielarstwa. Do zobaczenia jutro na Czarnej Magii. - pocałowała go w policzek i pobiegła do zamku.
Była godzina dwudziesta druga, gdy Luna wróciła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u. Spojrzała na pergamin pożyczony od Ginny, i zaczęła wyszukiwać w podręczniku "Kłaposkrzeczki", nie znalazł za dużo, ale myślała, że to wystarczy, jako że w ogóle nie było jej na tej lekcji. Wyciągnęła pusty zwój pergaminu i zaczęła pisać: Kłaposkrzeczki - bliżej nieznane rośliny hodowane na lekcjach Zielarstwa. Jeżeli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeń z niezadowolenia, z tego też prawdopodobnie pochodzi ich nazwa. Na tym zaprzestała skrobanie piórem na pergaminie. "To chyba wystarczy na N ( Nędzny ) lub Z ( Zadowalający ). Sprawdziła jeszcze czy ma zadanie z innych przedmiotów. Po wielokrotnym przeszukiwaniu pergaminów, stwierdziła, iż jest wolna. W salonie Krukonów nie było nikogo oprócz niej, położyła się na kanapie i zasnęła.
Obudziła się rano, kilka Krukonów było w pokoju. Rozciągnęła się, wzięła torbę i poszła do dormitorium. Była godzina siódma dziesięć, a miała dwadzieścia do śniadania, więc poszła szybko umyć zęby. Wyszła z dormitorium i w korytarzu obok na prawo miała toaletę dziewcząt. Umyła porządnie zęby, twarz i się szybko opłukała. Była pewna, że się spóźni, i miała słuszną rację, ponieważ była siódma dwadzieścia osiem. Odpowiedziała na zagadkę by dostać się do pokoju, załapała za torbę i pobiegła do Wielkiej Sali. Była ostatnią osobą wchodzącą do niej, wlepione w nią były dziesiątki osób, a jedną z nich był
Draco Malfoy. Spojrzała na zegar, była siódma trzydzieści sześć.
- Usiądź panno Lovegood. - przywitał ją pogodnie profesor Dumbledore, i ciągnął dalej swoje przywitanie. Luna jak zwykle na śniadanie zjadła średni kubeł puddingu, i popiła herbatą, a następnie czekała na siódmą pięćdziesiąt, żeby móc iść pod salę transmutacji.
- Dziś poćwiczymy zaklęcie, które zmienia filiżankę herbaty w cynowy kociołek rozmiar 1. Wymawia się je - wtedy profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę i machnęła ją w filiżankę. - Supraco. - filiżanka zmieniła się w kociołek. W klasie było słychać odgłosy podziwu. - No dobrze, a teraz wasza kolej. Może panna Weasley spróbuje.
Ginny wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na swoją filiżankę i powiedziała:
- Supraco! - filiżanka zmieniła się w kociołek.
- Idealnie! A teraz każdy próbuje na swoim kociołku. Raz, raz.
W klasie dało się usłyszeć pełno głosów mówiących "Supraco", oraz gwizdy i świsty, tłuczenie filiżanek i plusk wody, wylewanej z porcelanowych kubeczków. Lunie na początku, zupełnie nie wychodziło. Za pierwszym razem z filiżanki zniknęła woda, za drugim wyczarowała kociołek, ale z herbatą z środku, dopiero za trzecim razem wyszło, ale po chwili kociołek zaczął rosnąć, tak, że Luna musiała użyć zaklęcia "Bombarda", aby nie urósł więcej. Kilku uczniom z kociołków zaczęły wychodzić różne dziwadła, tak że profesor McGonagall była zajęta. Przez drzwi klasowe Luna usłyszała szept. Odwróciła się a za nią stał Malfoy.
- Co Ty tu robisz? Są lekcje! - krzyknęła szeptem.
- Ale dziś raczej się nie zobaczymy, a ja musiałem... powiedziałem Snape'owi, że poszłem do łazienki.
- Dostaniesz karne punkty!
- Przestań marudzić i całuj. - powiedział po czym złapał ją za policzki i namiętnie pocałował. Luna po tym romantycznym wydarzeniu spojrzała mu w oczy.
- Przed niczym się nie cofniesz?
- Jeżeli chodzi o Ciebie, to przed niczym. - powiedział po czym znowu pocałował Lunę, i zaciągnął pod ławkę. - Będziesz na meczu?
- Jasne.
- No to lecę, aha i jeszcze jedno... - i po raz trzeci ją pocałował tym razem trzymając ją w talii.
wtorek, 30 lipca 2013
Opowiadanie 8 ~ "Nigdy więcej".
Draco zamarł bez ruchu. Stał jak osłupiały, a oczy wyszły mu na wierzch.
- Słucham? - zapytał, marszcząc brwi i patrząc na Lunę wyzywająco.
- Czy coś między nami było? - powtórzyła pytanie, Luna cofając się na palcach widząc minę Malfoy'a.
- Dla mnie było. Dla Ciebie też, DLACZEGO ZADAJESZ TAKIE TĘPE PYTANIE?! - wykrzyczał Draco, podchodząc bardziej nerwowo do Luny.
- Nie musisz od razu krzyczeć. - powiedziała chowając głowę w szacie. - Proszę Cię nie utrudniaj tego, po prostu pozwól mi odejść.
- NIE! Nie pozwolę Ci odejść! Nie po tym wszystkim, nie pozwolę Ci odejść! - lecz gdy się już obrócił Luny już nie było. Luna od razu szybko pobiegła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u, opuszczając jeszcze dwie lekcje Zielarstwa. Luna była załamana i zszokowana. Wiedziała, że Draco się zmienił, ale nie widziała, że jest taki agresywny. Poszła do dormitorium dziewczyn z piątego roku, usiadła na łóżku i chcąc jak najszybciej zasnąć wyciągnęła z szuflady szafki nocnej herbatę. Napiła się, zamknęła oczy i zasnęła.
Obudziła się wieczorem, w dormitorium było kilka dziewczyn. Z dwoma z nich dobrze się znała.
- Która godzina? - zapytała przecierając oczy.
- Dziewiętnasta. Dlaczego nie było Cię na zielarstwie? - zapytała jedna z nich.
- Źle się czułam. Jest coś zadane?
- Tak. Wyjaśnić znaczenie Kłaposkrzeczki. - powiedziała grymasząc.
- Dziękuję, to ja lecę. - powiedziała i wybiegła z dormitorium. Poszła szybko do biblioteki po podręcznik Zielarstwa.
- Przepraszam, pani Pince! - zawołała Luna do bibliotekarki.
- Dziewczyno to biblioteka, tu się nie krzyczy. Za pięć minut będzie cisza nocna, czego chcesz? - zapytała opryskliwie, marszcząc czoło.
- Pomogła by mi pani znaleźć podręcznik z Zielarstwa? - zapytała kładąc rękę na biodro.
- Proszę za mną. - powiedziała wyciągając rękę przed siebie. - Proszę tu Twój podręcznik, a teraz uciekaj, bo jeszcze mnie skarcą za przetrzymywanie uczniów. - podprowadziła Lunę pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nigdzie nie ucieknie, i zamknęła drzwi biblioteki.
Gdy wchodziła na ruchome schody, zobaczyła kilka stopni niżej przechodził Malfoy z Goyle'm i Zabinim. Szybko schowała twarz za podręcznikiem z Zielarstwa, lecz na próżno.
- Ej! Luna! STOP! - krzyknął Draco. Luna szybko skierowała się na Zachodnią Wieżę do pokoju wspólnego. "Jezu, muszę stawić temu czoła, nie mogę się cały czas chować.", lecz gdy o tym pomyślała poczuła silny skurcz w brzuchu, "Ale czy to słuszna decyzja? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Co ja paplam. Sama to zakończyłam...ale...ja chyba, coś do niego czuję.". Stanęła w miejscu, obróciła się i zobaczyła Draco biegnącego po schodach, zamknęła oczy i wsłuchała się w tupanie jego stóp, gdy ucichły otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą stojącą postać Malfoy'a. Złapała dwoma rękami jego twarz i go pocałowała. Poczuła ręce Draco na swojej talii. Cofnęła się i patrzyła w jego oczy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, szepcząc w jej ucho.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała, i wtuliła się w niego.
- Obiecaj, że nie zrobisz tego nigdy więcej. - powiedział, przybliżając się do niej, nadal trzymając ręce w talii.
- Nigdy więcej. - i go czule pocałowała.
- Słucham? - zapytał, marszcząc brwi i patrząc na Lunę wyzywająco.
- Czy coś między nami było? - powtórzyła pytanie, Luna cofając się na palcach widząc minę Malfoy'a.
- Dla mnie było. Dla Ciebie też, DLACZEGO ZADAJESZ TAKIE TĘPE PYTANIE?! - wykrzyczał Draco, podchodząc bardziej nerwowo do Luny.
- Nie musisz od razu krzyczeć. - powiedziała chowając głowę w szacie. - Proszę Cię nie utrudniaj tego, po prostu pozwól mi odejść.
- NIE! Nie pozwolę Ci odejść! Nie po tym wszystkim, nie pozwolę Ci odejść! - lecz gdy się już obrócił Luny już nie było. Luna od razu szybko pobiegła do pokoju wspólnego Ravenclaw'u, opuszczając jeszcze dwie lekcje Zielarstwa. Luna była załamana i zszokowana. Wiedziała, że Draco się zmienił, ale nie widziała, że jest taki agresywny. Poszła do dormitorium dziewczyn z piątego roku, usiadła na łóżku i chcąc jak najszybciej zasnąć wyciągnęła z szuflady szafki nocnej herbatę. Napiła się, zamknęła oczy i zasnęła.
Obudziła się wieczorem, w dormitorium było kilka dziewczyn. Z dwoma z nich dobrze się znała.
- Która godzina? - zapytała przecierając oczy.
- Dziewiętnasta. Dlaczego nie było Cię na zielarstwie? - zapytała jedna z nich.
- Źle się czułam. Jest coś zadane?
- Tak. Wyjaśnić znaczenie Kłaposkrzeczki. - powiedziała grymasząc.
- Dziękuję, to ja lecę. - powiedziała i wybiegła z dormitorium. Poszła szybko do biblioteki po podręcznik Zielarstwa.
- Przepraszam, pani Pince! - zawołała Luna do bibliotekarki.
- Dziewczyno to biblioteka, tu się nie krzyczy. Za pięć minut będzie cisza nocna, czego chcesz? - zapytała opryskliwie, marszcząc czoło.
- Pomogła by mi pani znaleźć podręcznik z Zielarstwa? - zapytała kładąc rękę na biodro.
- Proszę za mną. - powiedziała wyciągając rękę przed siebie. - Proszę tu Twój podręcznik, a teraz uciekaj, bo jeszcze mnie skarcą za przetrzymywanie uczniów. - podprowadziła Lunę pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nigdzie nie ucieknie, i zamknęła drzwi biblioteki.
Gdy wchodziła na ruchome schody, zobaczyła kilka stopni niżej przechodził Malfoy z Goyle'm i Zabinim. Szybko schowała twarz za podręcznikiem z Zielarstwa, lecz na próżno.
- Ej! Luna! STOP! - krzyknął Draco. Luna szybko skierowała się na Zachodnią Wieżę do pokoju wspólnego. "Jezu, muszę stawić temu czoła, nie mogę się cały czas chować.", lecz gdy o tym pomyślała poczuła silny skurcz w brzuchu, "Ale czy to słuszna decyzja? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Co ja paplam. Sama to zakończyłam...ale...ja chyba, coś do niego czuję.". Stanęła w miejscu, obróciła się i zobaczyła Draco biegnącego po schodach, zamknęła oczy i wsłuchała się w tupanie jego stóp, gdy ucichły otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą stojącą postać Malfoy'a. Złapała dwoma rękami jego twarz i go pocałowała. Poczuła ręce Draco na swojej talii. Cofnęła się i patrzyła w jego oczy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, szepcząc w jej ucho.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała, i wtuliła się w niego.
- Obiecaj, że nie zrobisz tego nigdy więcej. - powiedział, przybliżając się do niej, nadal trzymając ręce w talii.
- Nigdy więcej. - i go czule pocałowała.
poniedziałek, 29 lipca 2013
Opowiadanie 7 ~ Początek końca.
Pierwszą lekcją Luny była Obrona Przed Czarną Magią razem ze Ślizgonami, więc wiedziała, że spotka Malfoy'a. Gdy myślała o kolejnym spotkaniu, w brzuchu czuła kłucie, to mogło oznaczać tylko, że nie ma ochoty się z nim widzieć przez najbliższe trzy dni. Po ostatnim pocałunku, Luna cały czas unikała Draco, wiedziała też, że jeżeli teraz uniknie lekcji z Snape'm, będzie widać, że coś jest nie tak.
Nadszedł czas lekcji. Gdy wszyscy wchodzili do sali Luna dopiero co zeszła po schodach do lochów.
- Ma pani szczęście panno Lovegood, jeszcze minuta i było by spóźnienie. - powiedział opryskliwie Snape. Luna ominęła jego spojrzenie i usiadła na koniec sali, gdzie było jej miejsce. Gdy wyciągnęła pióro i podręcznik, uniosła głowę i zauważyła Draco patrzącego na nią. Od razu schowała głowę w książce udając, że czyta.
- Panna Lovegood. - wypowiedział jej imię Snape. - do czego zwykle używa się beozar? - zapytał, a cała klasa wpatrzyła się w Lunę.
- Beozar zwykle używa się do zatruć. - odpowiedziała Luna, robiąc pewną minę w stronę Snape'a.
- Dobrze. - odpowiedział skrobiąc coś na pergaminie. Cała lekcja minęła szybko. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Luna złapała za torbę, i szybko wybiegła z klasy, żeby tylko Draco nie mógł jej dogonić, lecz było za późno, z powodu wielkiego tłoku na schodach Luna nie zdążyła. Draco złapał ją za ramie, pociągnął do pustego korytarza, przycisnął ją do ściany, spojrzał w oczy i zaczął mówić.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał.
- Wcale Cię nie unikam. - odpowiedziała Luna, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na jego niebieskie, chłodne oczy. - Po prostu, jestem zalatana, i nie mam czasu na przyjemności. - dodała patrząc w ścianę za ramieniem Draco.
- To dziwne, ostatnio nie byłaś na śniadaniu, ani na kolacji, co się z Tobą dziej...PATRZ NA MNIE! - krzyknął Malfoy, lekko potrząsając Lunę. Luna drgnęła i z zaskoczeniem spojrzała na Draco.
- Przepraszam, nie chciałem. - przeprosił Luną i zakrył twarz rękoma. - Po prostu, bardzo mi na Tobie zależy i nie chcę Cię stracić, z powodu nieudanego pocałunku.
- Skąd wiesz, że był nieudany? - zapytała po cichu.
- Słucham?
- Nic, nic. Draco...nie mam pewności co do nas. Zawsze byłeś taki nie miły, wredny i bez uczuć, a teraz jest mi ciężko się przyzwyczaić do nowego Draco'na Malfoy'a.
- Ale proszę Cię nie mów mi, że tymi słowami chcesz zakończyć to co między nami było. - powiedział ze strachem w oczach, i ponownie przyduszając Lunę do ściany.
- A czy...coś w ogóle, było?...
Nadszedł czas lekcji. Gdy wszyscy wchodzili do sali Luna dopiero co zeszła po schodach do lochów.
- Ma pani szczęście panno Lovegood, jeszcze minuta i było by spóźnienie. - powiedział opryskliwie Snape. Luna ominęła jego spojrzenie i usiadła na koniec sali, gdzie było jej miejsce. Gdy wyciągnęła pióro i podręcznik, uniosła głowę i zauważyła Draco patrzącego na nią. Od razu schowała głowę w książce udając, że czyta.
- Panna Lovegood. - wypowiedział jej imię Snape. - do czego zwykle używa się beozar? - zapytał, a cała klasa wpatrzyła się w Lunę.
- Beozar zwykle używa się do zatruć. - odpowiedziała Luna, robiąc pewną minę w stronę Snape'a.
- Dobrze. - odpowiedział skrobiąc coś na pergaminie. Cała lekcja minęła szybko. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Luna złapała za torbę, i szybko wybiegła z klasy, żeby tylko Draco nie mógł jej dogonić, lecz było za późno, z powodu wielkiego tłoku na schodach Luna nie zdążyła. Draco złapał ją za ramie, pociągnął do pustego korytarza, przycisnął ją do ściany, spojrzał w oczy i zaczął mówić.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał.
- Wcale Cię nie unikam. - odpowiedziała Luna, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na jego niebieskie, chłodne oczy. - Po prostu, jestem zalatana, i nie mam czasu na przyjemności. - dodała patrząc w ścianę za ramieniem Draco.
- To dziwne, ostatnio nie byłaś na śniadaniu, ani na kolacji, co się z Tobą dziej...PATRZ NA MNIE! - krzyknął Malfoy, lekko potrząsając Lunę. Luna drgnęła i z zaskoczeniem spojrzała na Draco.
- Przepraszam, nie chciałem. - przeprosił Luną i zakrył twarz rękoma. - Po prostu, bardzo mi na Tobie zależy i nie chcę Cię stracić, z powodu nieudanego pocałunku.
- Skąd wiesz, że był nieudany? - zapytała po cichu.
- Słucham?
- Nic, nic. Draco...nie mam pewności co do nas. Zawsze byłeś taki nie miły, wredny i bez uczuć, a teraz jest mi ciężko się przyzwyczaić do nowego Draco'na Malfoy'a.
- Ale proszę Cię nie mów mi, że tymi słowami chcesz zakończyć to co między nami było. - powiedział ze strachem w oczach, i ponownie przyduszając Lunę do ściany.
- A czy...coś w ogóle, było?...
niedziela, 21 lipca 2013
Opowiadanie 6 ~ Hogsmeade.
Nadszedł dzień wyjścia do Hogsmeade, uczniowie stali już przed wejściem do zamku. Argus Filch czekał tuż przy bramie wyjściowej z listą uczniów, zapisanych do Hogsmeade. Luna stała tuż przed Wielką Salą i czekała na Ginevrę. Nie czekała długo, pojawiła się 5 minut po przyjściu Luny.
- Cześć Luna! - powitała ją rozchmurzona.
- Witaj Ginny.
- To jak idziemy? - zapytała.
- Jasne. - odpowiedziała patrząc w kąt sufitu. Wyszły z zamku i stanęły w kolejce do wielkiej bramy. Gdy nadeszła ich kolej.- Ginevra Weasley i Luna Lovegood... - powiedział woźny Filch, i spojrzał na nie podejrzliwe. - idźcie! - warknął. Byli już w drodze do Hogsmeade, gdy zatrzymał ich Harry i Ron.
- Cześć Ginny! Hej Luna! - przywitał je obydwie. - Gdzie idziecie?
- Nie Twoja sprawa Harry, kiedy indziej porozmawiamy. - powiedziała Ginny unosząc brwi.
- Babski dzień? - zapytał szczerząc zęby.
- Jak sama nazwa wskazuje. - odpowiedziała Ginny i odeszły. Pierw poszły do Miodowego Królestwa, po słodycze. Było mnóstwo rzeczy, które chciały kupić, ale mogły wydać tylko 5 galeonów i 10 cykli.
- Poproszę fasolki wszystkich smaków, i arbuzowe ślimaczki. - poprosiła Luna, i dała 4 galeony kasjerce.
- Poproszę czekoladową żabę i budyń o smaku toffi. - poprosiła Ginny, podając 4 galeony i 10 cykli. Gdy to kupiły przecisnęły się przez tłum uczniów, i wyszły. Od razu skierowały się do trzech mioteł na piwo kremowe. Kiedy weszły do baru, Ginny wzięła siatki i zajęła miejsce, a Luna poszła zamówić im piwo. Gdy już to uczyniła od razu poszła do Ginny i rozpakowała arbuzowe ślimaczki, poczęstowała Ginny. Siedziały tak przez najbliższe 3 godziny i rozmawiały. Została godzina, więc Luna i Ginny poszły do zamku.
- No to do zobaczenia jutro Luna. - pożegnała ją Ginny.
- Do zobaczenia Ginny! - pożegnała ją Luna. Luna skierowała się na szkolne błonia. Usiadła na skale, wyciągnęła książkę i zaczęła czytać. Nagle poczuła, że ktoś siada obok niej. Oderwała wzrok od książki i spojrzała na tę osobę. To był Draco Malfoy.
- Bardzo ciekawa książka. - powiedziała Luna zamykając książkę, i również spoglądając na okładkę.
- Czemu się nie odzywałaś? - zapytał Draco, wyraźnie zawiedziony.
- Nie miałam czasu, zwłaszcza, że cały czas praktycznie spędzam z Ginny. - powiedziała spoglądając na jego zimne, niebieskie oczy.
- Znalazła byś czas dla mnie? - zapytał z nadzieją w głosie. - Rzadko się spotykamy, zapominasz o mnie.
- Nie zapominam, po prostu nie mam czasu, żeby się spotkać. - tłumaczyła się Luna spoglądając na swoje kolana.
- To może teraz jeszcze gdzieś skoczymy? Zostało 30 minut w Hogsmeade, wykorzystamy to? - zapytał Malfoy.
- Dobrze. Ale tylko 30 minut, muszę zrobić zadanie z Czarnej Magii. - powiedziała chowając książkę do torby. Cały ten czas spędzili w Trzech Miotłach. Minęło już 30 minut i już musieli wracać do Hogwartu.
- Dziękuję, to był wspaniały dzień, mam nadzieję, że kiedyś się powtórzy. - powiedział Draco.
- Też tak myślę.
Draco ścisnął Lunę mocno do siebie. Gdy uwolnił ją z objęć, cały czas trzymał ręce na jej talii. Patrzyli się prosto w oczy. Luna poczuła jak ciepło przepływa jej po całym ciele. Ich twarze się do siebie zbliżyły, ich wargi się zetknęły. Zamknęła oczy.
- Cześć Luna! - powitała ją rozchmurzona.
- Witaj Ginny.
- To jak idziemy? - zapytała.
- Jasne. - odpowiedziała patrząc w kąt sufitu. Wyszły z zamku i stanęły w kolejce do wielkiej bramy. Gdy nadeszła ich kolej.- Ginevra Weasley i Luna Lovegood... - powiedział woźny Filch, i spojrzał na nie podejrzliwe. - idźcie! - warknął. Byli już w drodze do Hogsmeade, gdy zatrzymał ich Harry i Ron.
- Cześć Ginny! Hej Luna! - przywitał je obydwie. - Gdzie idziecie?
- Nie Twoja sprawa Harry, kiedy indziej porozmawiamy. - powiedziała Ginny unosząc brwi.
- Babski dzień? - zapytał szczerząc zęby.
- Jak sama nazwa wskazuje. - odpowiedziała Ginny i odeszły. Pierw poszły do Miodowego Królestwa, po słodycze. Było mnóstwo rzeczy, które chciały kupić, ale mogły wydać tylko 5 galeonów i 10 cykli.
- Poproszę fasolki wszystkich smaków, i arbuzowe ślimaczki. - poprosiła Luna, i dała 4 galeony kasjerce.
- Poproszę czekoladową żabę i budyń o smaku toffi. - poprosiła Ginny, podając 4 galeony i 10 cykli. Gdy to kupiły przecisnęły się przez tłum uczniów, i wyszły. Od razu skierowały się do trzech mioteł na piwo kremowe. Kiedy weszły do baru, Ginny wzięła siatki i zajęła miejsce, a Luna poszła zamówić im piwo. Gdy już to uczyniła od razu poszła do Ginny i rozpakowała arbuzowe ślimaczki, poczęstowała Ginny. Siedziały tak przez najbliższe 3 godziny i rozmawiały. Została godzina, więc Luna i Ginny poszły do zamku.
- No to do zobaczenia jutro Luna. - pożegnała ją Ginny.
- Do zobaczenia Ginny! - pożegnała ją Luna. Luna skierowała się na szkolne błonia. Usiadła na skale, wyciągnęła książkę i zaczęła czytać. Nagle poczuła, że ktoś siada obok niej. Oderwała wzrok od książki i spojrzała na tę osobę. To był Draco Malfoy.
- "Omen Śmierci: co robić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze"? Fajna? - zapytał Draco spoglądając na okładkę książki.
- Bardzo ciekawa książka. - powiedziała Luna zamykając książkę, i również spoglądając na okładkę.
- Czemu się nie odzywałaś? - zapytał Draco, wyraźnie zawiedziony.
- Nie miałam czasu, zwłaszcza, że cały czas praktycznie spędzam z Ginny. - powiedziała spoglądając na jego zimne, niebieskie oczy.
- Znalazła byś czas dla mnie? - zapytał z nadzieją w głosie. - Rzadko się spotykamy, zapominasz o mnie.
- Nie zapominam, po prostu nie mam czasu, żeby się spotkać. - tłumaczyła się Luna spoglądając na swoje kolana.
- To może teraz jeszcze gdzieś skoczymy? Zostało 30 minut w Hogsmeade, wykorzystamy to? - zapytał Malfoy.
- Dobrze. Ale tylko 30 minut, muszę zrobić zadanie z Czarnej Magii. - powiedziała chowając książkę do torby. Cały ten czas spędzili w Trzech Miotłach. Minęło już 30 minut i już musieli wracać do Hogwartu.
- Dziękuję, to był wspaniały dzień, mam nadzieję, że kiedyś się powtórzy. - powiedział Draco.
- Też tak myślę.
Draco ścisnął Lunę mocno do siebie. Gdy uwolnił ją z objęć, cały czas trzymał ręce na jej talii. Patrzyli się prosto w oczy. Luna poczuła jak ciepło przepływa jej po całym ciele. Ich twarze się do siebie zbliżyły, ich wargi się zetknęły. Zamknęła oczy.
wtorek, 16 lipca 2013
Opowiadanie 5 ~ Quidditch i lekcja Obrony przed czarną magią.
Przyszedł drugi dzień nauki w Hogwarcie. Luna obudziła się jak zwykle o 6:00 rano. Zauważyła, że zniknęły jej buty. Nie zdziwiła się, bo wiedziała, że wcześniej czy później i tak zostały by skradzione, przez żartownisiów, którzy lubią jej dokuczać. Rok temu zapewne zaczęła by ich szukać, lecz na wczorajszych lekcjach nauczyli się jak szybko przywołać do siebie różne rzeczy. Wyciągnęła różdżkę z pod poduszki.
- Cześć Ginny!
- O! Hej Luno. - Tak myślałam, że przyjdziesz wcześniej więc postanowiłam tu na Ciebie poczekać.- To miłe. Dosiądziesz się do mnie?
- Jasne.
- A gdzie jest Cho? Zawsze z nią siedziałaś.
- Jest na mnie zła za tą wpadkę w Zakazanym Lesie, a po za tym ona nie zna się na sprawach z chłopakami jak Ty.
- Czyli rozmawiamy o chłopakach?
- Tak. Zauważyłam dziwne zachowanie u Draco'na Malfoy'a.
- Zawsze był dziwny...
- Tak, ale wczoraj mnie pocieszał...wiesz może o co mu chodzi? Ty się znasz na takich sprawach.
- Albo wpadłaś mu w oko, albo chce zrobić głupi dowcip.
- To raczej chyba druga z opcji.
Luna i Ginny rozmawiały długo, nawet nie zauważyły, że sala jest pełna i za dwie minuty zaczyna się śniadanie.
- To dzięki Ginny, smacznego. - pożegnała ją Luna i poszła. Luna wzięła tylko pudding, i czekała 20 minut do końca śniadania. Gdy zegar wskazał godzinę 7:47 Luna wyszła i poszła na boisko Quidditch'a, gdzie miały się zacząć zajęcia. Zajęcia te miała z Gryfonami. Gdy wybiła 8:00, pani Hooch wyszła ze szkoły i powitała uczniów.
- Dzień Dobry uczniowie. Na dzisiejszej lekcji, będziemy uczyć się rzutów kaflem do trzech z pętli. Niech każdy pójdzie do schowka i wyciągnie po jednej z mioteł.
Uczniowie posłusznie poszli do schowka na miotły i wyciągnęli po jednej, później ustawili się w rzędzie i czekali na dalsze rozkazy profesor Hooch.
- Teraz dosiądźcie mioteł, i polećcie obok pętli, a ja tym czasem przyniosę kafla i każdy po kolei będzie rzucał w pętlę, a jedna osoba będzie bronić. Może Ty Ginny. Proszę, pierwsza wystartujesz. Na mój gwizdek, raz, dwa...trzy. - i dmuchnęła w gwizdek i wszyscy wzbili się w powietrze. Ginny była już na swoim miejscu, i czekała, aż pani Hooch da znak, że mogą zaczynać. Luna była trzecia w kolejce, ale wiedziała, że jej się nie uda, ponieważ nie była za dobra w Quidditch'u. Pani Hooch ponownie gwizdnęła, co miało oznaczać, że mogą zaczynać. Pierwszy był Harry. Harry trafił. Następna była Hermiona, która nie trafiła, a zaraz po niej Luna, która również nie trafiła, ale nie zapeszała się w tym. Cała lekcja minęła szybko i bardzo miło. Po dwóch następnych lekcjach było drugie śniadanie, na które Luna nie poszła. Zamiast do Wielkiej Sali udała się do biblioteki, gdzie musiała oddać książki, które pożyczyła na wakacje. Gdy wychodziła z biblioteki zobaczyła Draco, nie chcąc by ją zauważył, truchtem podążyła pod salę gdzie miała odbyć się Obrona przed czarną magią. Gdy zegar wskazał godzinę 12:35 wszyscy weszli do sali, i czekali na profesora Lupina. Po 5 minutach profesor Lupin wszedł do klasy i powitał uczniów. Dziś mieli mieć lekcję z zaklęcia Petrificus Totalus, kazał im się dobrać w pary i zaczynać, a on będzie poprawiał. Draco podbiegł do Luny.
- Będziesz ze mną w parze? - zapytał uśmiechając się i przysuwając ręce do tali Luny.
- Jasne. - odpowiedziała Luna i podeszła do poduszki. - Ty pierwszy.
- Panie mają pierwszeństwo. - powiedział uprzejmie. Luna wyciągnęła różdżkę, skierowała go do Draco i krzyknęła.
- Petrificus Totalus! - Draco opadł na poduszkę, unieruchomiony. Luna od razu wypowiedziała drugie zaklęcie. - Finite! - Draco się ocknął. - Teraz Twoja kolej.
- Petrificus Totalus! - Luna opadła na poduchę. Draco zamiast ją odczarować patrzył na nią jak zamroczony.
- Draco, na co czekasz, teraz przeciw zaklęcie. - ocknął go profesor Lupin.
- Finite! - powiedział Draco i pomógł Lunie wstać. Kolejna lekcja minęła szybko i przyjemnie, Draco był szczęśliwy, że spędził tę godzinę z Luną.
- Accio buty. - zażądała, a po minucie jej buty wleciały przez uchylone drzwi dormitorium. Wszystkie trzy pary jej butów, były w nienaruszonym stanie. Wzięła jedną z par, szaty i poszła się umyć. Minęła godzina i Luna była umyta, uczesana lecz głodna. Wiedziała, że i tak nie ma co robić, więc poszła do Wielkiej Sali i czekała tam, aż zacznie się śniadanie. Miała całe pół godziny. Ma też parę spraw, które chciała by z kimś omówić, najchętniej z Cho, potrafiła ją zrozumieć, ponieważ tak samo jak ona była Krukonką, lecz po ostatniej wpadce w Zakazanym Lesie nie rozmawiała z nią od 48 godzin. Lecz Lunie nie sprawiało to kłopotu, ponieważ miała bliższą przyjaciółkę, Ginny Weasley. Luna usiadła przy stole dla Ravenclaw'u, i czekała na 7:30. Do sali weszła Ginny, na co oczekiwała Luna, od razu do niej podeszła i zaczęły rozmawiać.
- Cześć Ginny!
- O! Hej Luno. - Tak myślałam, że przyjdziesz wcześniej więc postanowiłam tu na Ciebie poczekać.- To miłe. Dosiądziesz się do mnie?
- Jasne.
- A gdzie jest Cho? Zawsze z nią siedziałaś.
- Jest na mnie zła za tą wpadkę w Zakazanym Lesie, a po za tym ona nie zna się na sprawach z chłopakami jak Ty.
- Czyli rozmawiamy o chłopakach?
- Tak. Zauważyłam dziwne zachowanie u Draco'na Malfoy'a.
- Zawsze był dziwny...
- Tak, ale wczoraj mnie pocieszał...wiesz może o co mu chodzi? Ty się znasz na takich sprawach.
- Albo wpadłaś mu w oko, albo chce zrobić głupi dowcip.
- To raczej chyba druga z opcji.
Luna i Ginny rozmawiały długo, nawet nie zauważyły, że sala jest pełna i za dwie minuty zaczyna się śniadanie.
- To dzięki Ginny, smacznego. - pożegnała ją Luna i poszła. Luna wzięła tylko pudding, i czekała 20 minut do końca śniadania. Gdy zegar wskazał godzinę 7:47 Luna wyszła i poszła na boisko Quidditch'a, gdzie miały się zacząć zajęcia. Zajęcia te miała z Gryfonami. Gdy wybiła 8:00, pani Hooch wyszła ze szkoły i powitała uczniów.
- Dzień Dobry uczniowie. Na dzisiejszej lekcji, będziemy uczyć się rzutów kaflem do trzech z pętli. Niech każdy pójdzie do schowka i wyciągnie po jednej z mioteł.
Uczniowie posłusznie poszli do schowka na miotły i wyciągnęli po jednej, później ustawili się w rzędzie i czekali na dalsze rozkazy profesor Hooch.
- Teraz dosiądźcie mioteł, i polećcie obok pętli, a ja tym czasem przyniosę kafla i każdy po kolei będzie rzucał w pętlę, a jedna osoba będzie bronić. Może Ty Ginny. Proszę, pierwsza wystartujesz. Na mój gwizdek, raz, dwa...trzy. - i dmuchnęła w gwizdek i wszyscy wzbili się w powietrze. Ginny była już na swoim miejscu, i czekała, aż pani Hooch da znak, że mogą zaczynać. Luna była trzecia w kolejce, ale wiedziała, że jej się nie uda, ponieważ nie była za dobra w Quidditch'u. Pani Hooch ponownie gwizdnęła, co miało oznaczać, że mogą zaczynać. Pierwszy był Harry. Harry trafił. Następna była Hermiona, która nie trafiła, a zaraz po niej Luna, która również nie trafiła, ale nie zapeszała się w tym. Cała lekcja minęła szybko i bardzo miło. Po dwóch następnych lekcjach było drugie śniadanie, na które Luna nie poszła. Zamiast do Wielkiej Sali udała się do biblioteki, gdzie musiała oddać książki, które pożyczyła na wakacje. Gdy wychodziła z biblioteki zobaczyła Draco, nie chcąc by ją zauważył, truchtem podążyła pod salę gdzie miała odbyć się Obrona przed czarną magią. Gdy zegar wskazał godzinę 12:35 wszyscy weszli do sali, i czekali na profesora Lupina. Po 5 minutach profesor Lupin wszedł do klasy i powitał uczniów. Dziś mieli mieć lekcję z zaklęcia Petrificus Totalus, kazał im się dobrać w pary i zaczynać, a on będzie poprawiał. Draco podbiegł do Luny.
- Będziesz ze mną w parze? - zapytał uśmiechając się i przysuwając ręce do tali Luny.
- Jasne. - odpowiedziała Luna i podeszła do poduszki. - Ty pierwszy.
- Panie mają pierwszeństwo. - powiedział uprzejmie. Luna wyciągnęła różdżkę, skierowała go do Draco i krzyknęła.
- Petrificus Totalus! - Draco opadł na poduszkę, unieruchomiony. Luna od razu wypowiedziała drugie zaklęcie. - Finite! - Draco się ocknął. - Teraz Twoja kolej.
- Petrificus Totalus! - Luna opadła na poduchę. Draco zamiast ją odczarować patrzył na nią jak zamroczony.
- Draco, na co czekasz, teraz przeciw zaklęcie. - ocknął go profesor Lupin.
- Finite! - powiedział Draco i pomógł Lunie wstać. Kolejna lekcja minęła szybko i przyjemnie, Draco był szczęśliwy, że spędził tę godzinę z Luną.
poniedziałek, 15 lipca 2013
Opowiadanie 4 ~ Lekcja Eliksirów.
Rano Lunę obudziło ostre drapanie oraz bicie o szybę dormitorium. Wstała, podeszła do okna, a za nim stał Errol z listem przywiązanym do nóżki. Otworzyła okno i Errol usiadł na jej ramieniu wystawiając nóżkę przed siebie. Luna odwiązała kopertę, rozwinęła zwój pergaminu i zaczęła czytać.
2.09.2007 r.
Hogwart.
Hogwart.
Droga Luno!
Pierwszy wypad do Hogsmeade odbędzie się już za 2 tygodnie. Pójdziemy razem? Chciała bym z Tobą porozmawiać i spędzić miło czas. Zrozumiem jeżeli masz już parę na ten wypad, ale pomyślałam, że dopiero pierwszy dzień w Hogwarcie, więc będę pierwsza. To zgadzasz się, żebym ten jeden dzień spędzić calutki ze mną? Czekam na odpowiedź.
Ginny.
Patrzyła tak jeszcze 3 sekundy i spojrzała na tył pergaminu, aby się upewnić czy nic tam nie jest napisane. Schowała pergamin do szuflady szafki nocnej, wyciągnęła czysty pergamin i zaczęła pisać.
2.09.2007 r.
Hogwart.
Hogwart.
Droga Ginny!
Z wielką chęcią! Zastanawiałam się czy w ogóle pójść, bo nie miałam z kim. Sama zastanawiałam się czy do Ciebie nie napisać, a tu taka niespodzianka. Czytasz mi w myślach. Spotkajmy się przed wejściem do Wielkiej Sali o 10:00, będziemy mieć całe 6 godzin, nie mogę się doczekać. Pozdrawiam.
Luna.
Odłożyła pióro, zwinęła pergamin i rulonik umocniła gumką, którą był związany list od Ginny, przywiązała delikatnie do nóżki Errol'a, dała mu smakołyk i wypuściła. Patrzyła przez okno dopóki nie zniknął, gdy już odleciał spojrzała na wielki zegar wiszący nad wyjściem z pomieszczenia, była godzina 6:00. Miała całą godzinę na przygotowanie się, więc poszła się umyć i przebrać w szaty swojego domu. Gdy to zrobiła, ponownie weszła do dormitorium by spojrzeć na plan zajęć. Dwie Krukonki już wstały, popatrzyły na Lunę i zaczęły się chichotać. Luna to zignorowała. Pierwsze miała Eliksiry razem ze Ślizgonami. Spakowała podręcznik. Później Zielarstwo z Puchonami, następnie Zaklęcia z Gryfonami, a ostatnie to Opieka nad magicznymi stworzeniami ze Ślizgonami. Spakowała podręczniki i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie.
Przed salą spotkała Harry'ego.
- Dzień Dobry Harry. - powitała go przyjaźnie Luna.
- Witaj Luno. Co tak wcześnie?
- Nie miałam nic do roboty. O czym tak namiętnie myślałeś?
- O niczym, tak sobie.
- To ja nie przeszkadzam. Do zobaczenia na Zaklęciach Harry. - pożegnała go Luna i odeszła skocznym krokiem. Usiadła przy stole Krukonów, i czekała na 7:30, aby zacząć śniadanie.
Minęła godzina, w której wszyscy najedli się śniadania i ruszyli na zajęcia. Luna poszła ku lochom gdzie miały się zacząć zajęcia z Eliksirów. Przed salą stali już Ślizgoni i mała grupka Krukonów. Gdy wszyscy się zeszli, weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Po 4 minutach do sali wkroczył Snape. Stanął przed klasą i przeszedł ją całą wzrokiem. Zatrzymał się na Lunie, a kącik jego ust lekko zadrgał. Na tablicy napisał składniki do Eliksiru, którym mieli się dziś zająć. Wszyscy wzięli się do roboty, a Lunie jak na jej nieszczęście od razu zaczęło wszystko nie wychodzić. Pierwsze co jej się przydarzyło to zguba beozaru,
następnie stłukł jej się słoik, w którym była nalewka z piołunu. Miała już dość tych zajęć. Za każdym razem, gdy Lunie się coś przydarzyło Draco obracał się w stronę Luny i nie spuszczał z niej oczu. Luna wiedziała, że to spojrzenie rzuca na nią z pogardą, dlatego starała się nie patrzeć w jego stronę. Miała już za sobą 1 godzinę i 30 minut upokarzającej pracy przy Eliksirze, gdy nadszedł koniec lekcji, podała Snape'owi, fiolkę z Eliksirem i nie czekając na to co powie wyszła z klasy. Do następnej lekcji miała jeszcze 20 minut, więc poszła na szkolne błonie, i zamyśliła się głęboko. Miała już dosyć tego dnia. Na błonie wkroczył Draco, podszedł do Luny.
- Nie byłaś ciekawa swojej oceny za Eliksir? - zapytał siadając obok Luny.
- Jestem pewna, że dostałam O. - odpowiedziała zakrywając twarz dłońmi.
- Gdzie się podziała ta Luna, która zawsze była taka pewna siebie i zawsze radosna? - zapytał lekko się uśmiechając.
- Od rana mam zepsuty nastrój, ale jeżeli chcesz się pośmiać to wal śmiało, i tak nic gorszego mnie nie spotka. Od wczoraj same problemy.
- Słyszałem...
Luna spojrzała na niego z wyrzutem i ponownie zakryła twarz dłońmi.
- Nie przejmuj się każdemu się zdarzy. Pamiętasz jak Potter'owi, w drugiej klasie przydarzyło się coś podobnego? - zapytał próbując pocieszyć Lunę.
- Mi przynajmniej upiekło się bez szlabanu. - powiedziała Luna, odsłaniając twarz.
- No widzisz, więc nie masz co się peszyć, i leć na Zielarstwo. - pocieszył ją Draco.
- Skąd wiesz, że na Zielarstwo? - zapytała Luna patrząc na niego i marszcząc brwi.
- Em...zgadywałem. Leć już zostały Ci 2 minuty.
- Och, faktycznie. Dziękuję za pocieszenie, do zobaczenia na ostatniej lekcji. - powiedziała i pobiegła do szklarni. Draco też wstał i poszedł na zajęcia latania. Wiedział, że szklarnie są blisko boiska do Quidditch'a, więc wiedział, że jakby co ma oko na Lunę. Następna połowa dnia minęła szybko i całkiem miło.
Odłożyła pióro, zwinęła pergamin i rulonik umocniła gumką, którą był związany list od Ginny, przywiązała delikatnie do nóżki Errol'a, dała mu smakołyk i wypuściła. Patrzyła przez okno dopóki nie zniknął, gdy już odleciał spojrzała na wielki zegar wiszący nad wyjściem z pomieszczenia, była godzina 6:00. Miała całą godzinę na przygotowanie się, więc poszła się umyć i przebrać w szaty swojego domu. Gdy to zrobiła, ponownie weszła do dormitorium by spojrzeć na plan zajęć. Dwie Krukonki już wstały, popatrzyły na Lunę i zaczęły się chichotać. Luna to zignorowała. Pierwsze miała Eliksiry razem ze Ślizgonami. Spakowała podręcznik. Później Zielarstwo z Puchonami, następnie Zaklęcia z Gryfonami, a ostatnie to Opieka nad magicznymi stworzeniami ze Ślizgonami. Spakowała podręczniki i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie.
Przed salą spotkała Harry'ego.
- Dzień Dobry Harry. - powitała go przyjaźnie Luna.
- Witaj Luno. Co tak wcześnie?
- Nie miałam nic do roboty. O czym tak namiętnie myślałeś?
- O niczym, tak sobie.
- To ja nie przeszkadzam. Do zobaczenia na Zaklęciach Harry. - pożegnała go Luna i odeszła skocznym krokiem. Usiadła przy stole Krukonów, i czekała na 7:30, aby zacząć śniadanie.
Minęła godzina, w której wszyscy najedli się śniadania i ruszyli na zajęcia. Luna poszła ku lochom gdzie miały się zacząć zajęcia z Eliksirów. Przed salą stali już Ślizgoni i mała grupka Krukonów. Gdy wszyscy się zeszli, weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Po 4 minutach do sali wkroczył Snape. Stanął przed klasą i przeszedł ją całą wzrokiem. Zatrzymał się na Lunie, a kącik jego ust lekko zadrgał. Na tablicy napisał składniki do Eliksiru, którym mieli się dziś zająć. Wszyscy wzięli się do roboty, a Lunie jak na jej nieszczęście od razu zaczęło wszystko nie wychodzić. Pierwsze co jej się przydarzyło to zguba beozaru,
następnie stłukł jej się słoik, w którym była nalewka z piołunu. Miała już dość tych zajęć. Za każdym razem, gdy Lunie się coś przydarzyło Draco obracał się w stronę Luny i nie spuszczał z niej oczu. Luna wiedziała, że to spojrzenie rzuca na nią z pogardą, dlatego starała się nie patrzeć w jego stronę. Miała już za sobą 1 godzinę i 30 minut upokarzającej pracy przy Eliksirze, gdy nadszedł koniec lekcji, podała Snape'owi, fiolkę z Eliksirem i nie czekając na to co powie wyszła z klasy. Do następnej lekcji miała jeszcze 20 minut, więc poszła na szkolne błonie, i zamyśliła się głęboko. Miała już dosyć tego dnia. Na błonie wkroczył Draco, podszedł do Luny.
- Nie byłaś ciekawa swojej oceny za Eliksir? - zapytał siadając obok Luny.
- Jestem pewna, że dostałam O. - odpowiedziała zakrywając twarz dłońmi.
- Gdzie się podziała ta Luna, która zawsze była taka pewna siebie i zawsze radosna? - zapytał lekko się uśmiechając.
- Od rana mam zepsuty nastrój, ale jeżeli chcesz się pośmiać to wal śmiało, i tak nic gorszego mnie nie spotka. Od wczoraj same problemy.
- Słyszałem...
Luna spojrzała na niego z wyrzutem i ponownie zakryła twarz dłońmi.
- Nie przejmuj się każdemu się zdarzy. Pamiętasz jak Potter'owi, w drugiej klasie przydarzyło się coś podobnego? - zapytał próbując pocieszyć Lunę.
- Mi przynajmniej upiekło się bez szlabanu. - powiedziała Luna, odsłaniając twarz.
- No widzisz, więc nie masz co się peszyć, i leć na Zielarstwo. - pocieszył ją Draco.
- Skąd wiesz, że na Zielarstwo? - zapytała Luna patrząc na niego i marszcząc brwi.
- Em...zgadywałem. Leć już zostały Ci 2 minuty.
- Och, faktycznie. Dziękuję za pocieszenie, do zobaczenia na ostatniej lekcji. - powiedziała i pobiegła do szklarni. Draco też wstał i poszedł na zajęcia latania. Wiedział, że szklarnie są blisko boiska do Quidditch'a, więc wiedział, że jakby co ma oko na Lunę. Następna połowa dnia minęła szybko i całkiem miło.
Opowiadanie 3 ~ Zakazany Las.
Gdy Cho i Luna wyszły z zamku, nie patrząc czy mogą zostać przyłapane, od razu zmierzyły ku Zakazanemu Lasu. Cho miała lekkie obawy, że im się za to oto nie może się wycofać. Weszły do Lasu. Wiedziała, że im się za to oberwie, lecz stwierdziła, że skoro zaciągnęła Lunę tak daleko to się nie wycofa.
- To był Twój pomysł. Skoro nie chcesz to ja idę na kolację, może zdążę na pudding. - odpowiedziała rozmarzona Luna.
- Może powinnyśmy wrócić? - zapytała zaniepokojona Cho.
- Nie! Stop Luna! STOP! - krzyknęła Cho, aby zatrzymać Lunę.
- Czyli jednak chcesz iść?
- Tak. Nie. Może... sama nie wiem...
- Cho zdecyduj się, muszę wiedzieć czy iść po ten pudding czy nie.
- Dobra chodźmy. - odpowiedziała Cho trochę zawiedziona.
Gdy wchodziły do lasu Luna prowadziła. Jak na swój pierwszy raz w Zakazanym Lesie, Cho szła całkiem spokojnie, lecz z grymasem na twarzy. Luna stanęła, a Cho o mało co na nią nie wpadła. Luna patrzyła w jeden punkt i powiedziała:
- Widzisz je? - zapytała wskazując palcem w pustą przestrzeń. - Są o tam.
- Nic nie widzę. - odpowiedziała zawiedziona Cho, marszcząc oczy.
- Mówiłam, że możesz ich nie zauważyć, ale się uparłaś. - powiedziała Luna opuszczając rękę. Podeszła do jednej z testrali i zaczęła głaskać ją po pysku. W oczach Cho Luna wyglądała na wariatkę, głaszcząc powietrze.
- Jak one wyglądają? - zapytała Cho.
- Mają czarną sierść, ogromne skrzydła, są też bardzo kościste, ale nigdy mi się nie znudzą. - odpowiedziała Luna patrząc na drzewo, gdzie stała testrala. Obok ogromnego dębu pękła gałąź. Luna i Cho, gwałtownie się obróciły, a zza drzewa wyszedł Severus Snape.
- Jest godzina 22:00, a wy nie w łóżkach. Jedna złamana zasada. Do Zakazanego Lasu nie ma prawa wejść uczeń. DRUGA ZŁAMANA ZASADA! - krzyknął Snape.
- Profesorze my... - usprawiedliwiała się Cho.
- Nic mnie to nie obchodzi, za mną, do mojego gabinetu. - przerwał jej Snape i ruszyli ku zamku.
Znaleźli się w gabinecie Snape'a. Snape usiadł za biurkiem, jego czarne oczy przeleciały wzrokiem Lunę i Cho.
- Co macie na swoje usprawiedliwienie? - zapytał z pogardą w głosie.
- My...my przy...przyszłyśmy tam, bo...bo ja poprosiłam Lunę, żee....żeby pokazała mi testrale. - odpowiedziała zakłopotana Cho.
- To mogła pokazać Ci je jutro! A po za tym nie miała by jak, bo wstęp do Zakazanego Lasu nie ma nikt was, więc pytam się jeszcze raz. Jakim prawem weszłyście do Zakazanego Lasu?!
Cho spojrzała na Lunę, która była zadziwiająco spokojna.
- Przez wasze naganne i nieodpowiednie zachowanie Ravenclaw traci 50 pkt. już w pierwszy dzień. - powiedział stanowczo Snape.
Cho otworzyła szeroko usta i wytrzeszczyła oczy.
- 50? Ale...
W tym momencie do gabinetu wszedł profesor Filius Flitwick, opiekun Ravenclaw'u.
- Dobry wieczór Severusie, wybacz za ten incydent, już zabieram dziewczynki do swojego gabinetu.
- Dobry wieczór Filiusie, nic nie szkodzi, lecz muszę Ci powiedzieć, że już odjąłem 50 pkt. za to naganne zachowanie.
Na twarzy Flitwicka wyraźnie było widać coś między zawodem, a żalem.
- Dobrze, to dobranoc Severusie. - powiedział ze sztucznym uśmiechem. Otworzył drzwi i wyprowadził Cho i Lunę. Gdy znaleźli się przez pokojem wspólnym Ravenclaw'u, profesor Flitwick zwrócił się do dziewczyn.
- Mam nadzieję, że coś wywnioskowałyście z tego incydentu dziewczęta.
- Miałyśmy pójść do gabinetu profesorze. - odezwała się Luna.
- Nie będziecie się pałętać o tej porze po zamku. Daruję wam szlaban, bo nie chcę, żeby mieli o was złą opinię, choć profesor Snape już ma. A teraz zmykajcie. Dobranoc. - i skierował się do swojego gabinetu.
Gdy Luna i Cho odgadły zagadkę by dostać się do Salonu Krukonów, od razu skierowały się do swoich pokoi. Jako, że Cho była starsza od Luny o rok, udała się o parę schodków wyżej, a Luna już weszła do swojego pokoju, gdzie spało już kilka innych Krukonek. Luna poszła się umyć, przebrała się w swoją piżamkę i zasnęła.
piątek, 5 lipca 2013
Opowiadanie 2 ~ Przyjazd do Hogwartu.
- Tak, możemy jechać. - powiedziała spokojnym głosem Luna. Wyszli.
Po 30 minutach, byli już na Kings Cross, przebiegli przez ścianę i znaleźli się na peronie 9 i 3/4. Pociąg już tam na nią czekał, a przed nim stała Ginny Weasley i czekała na Lunę.
- Witaj Luno, czekałam na Ciebie. - powiedziała wesoło Ginny. - wsiadamy?
- Witaj Ginny, jasne! - powiedziała Luna i odwróciła się do ojca. - to ja idę tato, do zobaczenia tato. - pocałowała go w polik i poszła razem w Ginny do pociągu. Długo szukały przedziału, aż w końcu znalazł się wolny. Usiadły i przez całą drogę do Hogwartu rozmawiały o chłopakach i o tym na jakie nowe lekcje się zapisali. Do przedziału wpadł Draco Malfoy, wyraźnie czymś zmartwiony.
- Oj, przepraszam pomy-myliłem przedział-y. - powiedział jąkając się.
- Nie szkodzi. - powiedziała Luna i Ginny w tym samym czasie, wytrzeszczając oczy, wyraźnie zdziwione. Przez całą drogę rozmawiały o jego zachowaniu i o możliwościach jego zajścia. Zaprzestały rozmowie, gdy pociąg gwałtownie stanął, oznaczało to, że już byli w Hogsmeade. Poszły do ostatniego wolnego już przedziału i przebrały się w szaty, swoich domów. Wyszły z pociągu i skierowały się ku wejścia do zamku. Weszły na dwór zamku, a wejście było pełne uczniów, więc stanęły na środku i poczekały, aż będzie mniej uczniów. Po 5 min. Lunę coś mocno szarpnęło, aż upadła i cała zawartość jej torby się wysypała.
- Przepraszam, niechcący. - powiedział głos z za pleców Luny, to był Draco Malfoy. Pomógł jej wstać i pozbierać rzeczy z kamiennej gleby. Ginny patrzyła się na niego ze zmarszczonym czołem i przymrużonymi oczyma. Draco popatrzył na nią, i się wyprostował.
- Jeszcze raz przepraszam, miłego wieczoru. - powiedział Draco i odszedł.
- Dziwny jakiś. - powiedziała Luna, chowając pióro do torby.
- Miał coś dziwnego na ręce. - powiedziała Ginny, nadal z przymrużonymi oczami.
- Co takiego?
- Nie widziałam dokładnie, miał rękaw.i
- To nie panikujmy.
I ruszyły w stronę gigantycznych, metalowych drzwi. Weszły po schodach, przed Wielką Salę i Ginny powiedziała:
- No to do zobaczenia jutro, na Zielarstwie, pa Luno! - Do zobaczenia Ginny. - powiedziała marzycielskim głosem.
Luna podeszła do stołu Krukonów i przywitała się w Cho Chang.
- Cześć Cho. - powiedziała Luna.
- Witaj Luno, co tak późno?
- Coś mnie zatrzymało, wybacz.
- Nie szkodzi, ale i tak pójdziemy do... - i tu powiedziała przyciszonym głosem. - Zakazanego Lasu?
- Jasne, ale nie jestem pewna czy je zobaczysz.
- Nie ważne, chcę się dowiedzieć jak wyglądają, co robią, i to mi będzie wystarczyć do szkolnego pisemka.
Luna usiadła i zaczęła jeść pudding. Minęło 20 min. i wyszła z Wielkiej Sali do Zakazanego Lasu, razem z Cho, aby pokazać jej Testrale.
czwartek, 4 lipca 2013
Opowiadanie 1 ~ Pokątna.
Był słoneczny i pogodny dzień. Luna obudziła się dosyć późno, dokładnie o 10:32. Wstała, pościeliła łóżko i poszła do toalety wziąć prysznic. Zaraz po prysznicu poszła na śniadanie, na które miała pudding oraz sok dyniowy, który uwielbiała. Dziś miała kupić rzeczy potrzebne do Hogwartu. Była już na 3 roku nauki.
- Luno, jesteś gotowa? - zapytał Ksenofilius Lovegood, ojciec Luny.- Tak, tato, masz galeony? - zapytała sennym głosem.
- W banku Gringotta, a póki co dam Ci tyle. - powiedział, podając Lunie 10 galeonów. - powinno starczyć na nową szatę. Po tych słowach ruszyli na Pokątną proszkiem Fiuu. Pierwsze co zrobił Pan Lovegood, gdy się już tam pojawili poszedł do Banku, a Luna po nową szatę. Gdy weszła do sklepu, zauważyła Ginny Weasley i jej mamę Molly. Podeszła do Ginny i się przywitała:
- Cześć Ginny. - powiedziała swoim delikatnym głosem.
- Hej Luna, miło Cię widzieć! - powiedziała Ginny, wyraźnie rozpromieniona.
- Też kupujesz nowe szaty? - zapytała Luna.
- Tak. Stara jest już na mnie za mała... . asie. Draco obejrzał się po sklepie i zauważył Lunę, a Luna jego. Jego zimne i chłodne oczy od razu powędrowały gdzieś w głąb sklepu. Gdy krawcowa dokładnie wszystko wymierzyła, kazała Lunie poczekać i poszła szybko wyszyć nową szatę. Gdy przyszedł Pan Lovegood, poprosił Lunę o wykaz podręczników potrzebnych do szkoły i poszedł do sklepu "Esy&Floresy", po książki. Po kolejnych 10 minutach, kasjerka podała Lunie nowo wyszytą szatę, a Luna za nią zapłaciła, i poleciała do taty do sklepu. Gdy kupili już podręczniki, powoli wracali do domu.Gdy już wrócili, Pan Lovegood poszedł robić kolację, a Luna poszła spakować kufer do szkoły. Spakowała podręczniki, skarpety, bieliznę, koszule, kociołki, fiolki, pergaminy, pióra i inne potrzebne rzeczy. Gdy już się spakowała zeszła do kuchni na kolację, na której zjadła tosty z serem i pieczarkami. Po kolacji poszła się umyć, i przebrać w piżamkę. Uczesała swoje piękne, długie, kręcone, blond włosy, i poszła poczytać nowy numer magazynu "Czarownica". Minęła godzina 21:00, więc postanowiła pójść spać. Poszła do pokoju, zamknęła drzwi, zasłoniła firanki i się położyła. Przez pół godziny rozmyślała nad nowym rokiem szkolnym w Hogwarcie, i o tym czy coś się zmieni. Zamknęła oczy i zasnęła.
http://drinny-forever.blogspot.com/ Cudowne opowiadania, polecam :)
- Luno, jesteś gotowa? - zapytał Ksenofilius Lovegood, ojciec Luny.- Tak, tato, masz galeony? - zapytała sennym głosem.
- W banku Gringotta, a póki co dam Ci tyle. - powiedział, podając Lunie 10 galeonów. - powinno starczyć na nową szatę. Po tych słowach ruszyli na Pokątną proszkiem Fiuu. Pierwsze co zrobił Pan Lovegood, gdy się już tam pojawili poszedł do Banku, a Luna po nową szatę. Gdy weszła do sklepu, zauważyła Ginny Weasley i jej mamę Molly. Podeszła do Ginny i się przywitała:
- Cześć Ginny. - powiedziała swoim delikatnym głosem.
- Hej Luna, miło Cię widzieć! - powiedziała Ginny, wyraźnie rozpromieniona.
- Też kupujesz nowe szaty? - zapytała Luna.
- Tak. Stara jest już na mnie za mała... . asie. Draco obejrzał się po sklepie i zauważył Lunę, a Luna jego. Jego zimne i chłodne oczy od razu powędrowały gdzieś w głąb sklepu. Gdy krawcowa dokładnie wszystko wymierzyła, kazała Lunie poczekać i poszła szybko wyszyć nową szatę. Gdy przyszedł Pan Lovegood, poprosił Lunę o wykaz podręczników potrzebnych do szkoły i poszedł do sklepu "Esy&Floresy", po książki. Po kolejnych 10 minutach, kasjerka podała Lunie nowo wyszytą szatę, a Luna za nią zapłaciła, i poleciała do taty do sklepu. Gdy kupili już podręczniki, powoli wracali do domu.Gdy już wrócili, Pan Lovegood poszedł robić kolację, a Luna poszła spakować kufer do szkoły. Spakowała podręczniki, skarpety, bieliznę, koszule, kociołki, fiolki, pergaminy, pióra i inne potrzebne rzeczy. Gdy już się spakowała zeszła do kuchni na kolację, na której zjadła tosty z serem i pieczarkami. Po kolacji poszła się umyć, i przebrać w piżamkę. Uczesała swoje piękne, długie, kręcone, blond włosy, i poszła poczytać nowy numer magazynu "Czarownica". Minęła godzina 21:00, więc postanowiła pójść spać. Poszła do pokoju, zamknęła drzwi, zasłoniła firanki i się położyła. Przez pół godziny rozmyślała nad nowym rokiem szkolnym w Hogwarcie, i o tym czy coś się zmieni. Zamknęła oczy i zasnęła.
http://drinny-forever.blogspot.com/ Cudowne opowiadania, polecam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)